24.02.2014, 21:43
Kilka słów o Śmierci jako bohaterce nie-negatywnej na przykładzie bajki "Kuma Śmierć"
Maria Poziomska | kategoria: Symbole
czytane: 82 razy, od 2013-06-22
W mojej rodzinie zawsze obecne były zwierzęta. Trafiały się też dość chorowite osobniki, z którymi sporo czasu spędzałam w kolejkach do lekarzy weterynarii. Miałam wtedy okazję obserwować jak właściciele radzą sobie ze śmiercią swoich pupili lub z decyzją o ich uśpieniu. Do najbardziej specyficznych obrazków należały dzieci zadające pytania w stylu: "Mamo, a jak Pikuś umrze, to pójdzie do nieba?" Pytania te ucinano natychmiast odpowiedziami: "Nie mów tak", "Przestań" itp. Zauważyłam, że dzieci, którym nie wpojono jeszcze, że śmierć to coś strasznego, podchodzą do tego tematu bardzo naturalnie. Z czasem jednak przystosowują się do wymogów naszej kultury, w której o śmierci się nie mówi. I tak oto dochodzimy do punktu, kiedy np. ludzie przeżywający smutek utraty bliskiej osoby, nie mogą się "wygadać" i przeżyć żałoby, bo każde ich wspomnienie o zmarłym kwitowane jest słowami "Nie myśl o tym", "Porozmawiajmy o czymś innym".
Czytając świetną powieść Redlińskiego "Konopielka", trafiłam na ciekawy opis sytuacji, kiedy to główny bohater, prosty chłop Kaziuk dowiaduje się o śmierci maleńkiej córeczki. Reaguje złością, rozpaczą, ale już po chwili godzi się z sytuacją. "Nu tak, mówię do nich a najbardziej do Handzi, pocieszyć jo trzeba, nu tak. Ech. Trudno. Tak musiało być"[1]. "Płacz ty, byle nie za dużo" - mówi ojciec Kaziuka do jego żony. Handzia - matka zmarłej dziewczynki szlocha i rozpacza, ale już tego samego dnia, po pogrzebie dziecka, wraca do codziennych obowiązków. W świecie natury, w jakim żyją prości chłopi śmierć to część ludzkich losów, część natury, zjawisko zwyczajne. Może i w naszym świecie mogłoby tak się stać, gdybyśmy zaczęli od najprostszych rzeczy - powiedzenia "Płacz" osobie, która niedawno pożegnała kogoś na zawsze.
Śmierć jako element cyklu natury, jako władczyni życia i umierania. Pod taką postacią występuje ona w wielu ludowych bajkach i podaniach. Nie jest zła, nie powoduje krzywdy, nie jest zagrożeniem. Może nas postraszyć, tak jak w baśni inuickiej "Kobieta Szkielet", ale tylko po to aby poddać próbie, która jeśli przebiegnie pomyślnie, spowoduje przemianę kościotrupa w piękną kobietę[2].
Jedną z takich baśni, w której Kostucha odgrywa ważną i pozytywną rolę jest "Kuma Śmierć". Baśń ta znalazła się w zbiorze podań zebranych przez braci Grimm[3]. Jako postscriptum dorzucam trochę własnych przemyśleń na temat symboli zawartych w tym opowiadaniu.
Kuma Śmierć
Pewien ubogi człeczyna miał dwanaścioro dzieci, musiał więc dzień i noc pracować, aby je wyżywić. A kiedy trzynaste dziecię przyszło na świat, biedak nie widział już ratunku. Wyszedł z chaty i postanowił prosić pierwszego spotkanego przechodnia w kumy.
Pierwszym jednak, kogo spotkał, był Pan Bóg, który wiedział już oczywiście, po co biedak wyszedł z domu, i rzekł:
- Ubogi człowiecze, chętnie potrzymam dziecię twoje do chrztu, będę o nie dbał i uczynię je szczęśliwym.
- Kim jesteś? - zapytał ojciec.
- Jestem Panem Bogiem.
- W takim razie nie chcę cię w kumy - odparł człowiek - bogatym dajesz wszystko, a ubogiemu pozwalasz zdychać z głodu. Tak mówił ubogi, gdyż nie wiedział, jak rozumnie rozdziela Pan Bóg bogactwo i ubóstwo. Odwrócił się więc od Pana i poszedł dalej.
Po chwili zbliżył się do niego Szatan i rzekł:
- Jeśli chcesz mnie za kuma, to dam twemu dziecięciu wszystkie bogactwa tego świata i wszystkie rozkosze!
- Kim jesteś? - zapytał ubogi.
- Jestem Szatanem.
- W takim razie nie chcę cię w kumy - odparł ojciec - zwodzisz i łudzisz człowieka!
I ruszył dalej.
Po pewnym czasie zbliżyła się doń koścista Śmierć i rzekła:
- Weź mnie za kumę.
- Kim jesteś? - zapytał ubogi.
- Jestem Śmierć.
A ojciec na to:
- Ty jesteś dla mnie dobrą kumą. Zabierasz bogatego i ubogiego bez różnicy, ty będziesz moją kumą!
Śmierć zaś odparła:
- Uczynię dziecię twe sławnym i bogatym, gdyż kto ma mnie za przyjaciela, niczego mu nie zabraknie.
Ojciec rzekł uradowany:
- W przyszłą niedzielę jest chrzest. Staw się o czasie.
Śmierć przybyła, jak obiecała, i została matką chrzestną trzynastego dziecka.
Kiedy chłopiec podrósł, zjawiła się przed nim pewnego razu jako chrzestna matka i zaprowadziła go do wielkiego lasu. Tam ukazała mu ziele rosnące pod drzewem i rzekła:
- Teraz otrzymasz ode mnie podarunek chrzestny. Uczynię cię sławnym lekarzem. Kiedy zawezwą cię do chorego, ukażę ci się zawsze: jeśli będę stała u wezgłowia chorego, możesz go śmiało zapewnić, że przywrócisz mu zdrowie, daj mu tylko tego ziela, a wnet wyzdrowieje; jeżeli jednak zobaczysz mnie w nogach chorego, powiedz rodzinie, że nie ma już dla niego ratunku, a wiedz, że żaden lekarz na świecie nie zdoła go wówczas uleczyć. Strzeż się jednak, abyś cudownego ziela nie użył wbrew mojej woli, bo mogłoby się to źle skończyć dla ciebie.
Wkrótce młodzieniec został najsławniejszym lekarzem na całym świecie.
"Wystarczy mu tylko spojrzeć na chorego, a już wie, jaki jest jego stan i czy wyzdrowieje, czy też musi umrzeć", mówiono o nim, a ludzie zjeżdżali się ze wszech stron i zwozili do niego chorych płacąc mu tak hojnie, że wkrótce stał się bogatym człowiekiem.
Pewnego razu zdarzyło się, że sam król zaniemógł ciężko; wezwano więc doń słynnego lekarza, aby orzekł, czy król może wyzdrowieć. Ale gdy młodzieniec zbliżył się do jego łoża, ujrzał śmierć stojącą u nóg chorego, pojął więc, że wybiła już jego ostatnia godzina.
- A gdybym tak raz oszukał Śmierć - pomyślał lekarz - jestem przecież jej chrześniakiem, więc nie będzie się na mnie gniewać!
I szybko chwycił chorego w pół i przekręcił go na łożu, tak że Śmierć znalazła się u jego wezgłowia. Potem dał mu swego ziela, a król wyzdrowiał natychmiast.
Nazajutrz Śmierć przyszła do lekarza, zła i zagniewana, pogroziła mu palcem i rzekła:
- Wywiodłeś mnie w pole; tym razem wybaczę ci to, gdyż jesteś mym chrześniakiem, ale jeśli jeszcze raz to uczynisz, zabiorę ciebie samego!
Wkrótce potem królewna zachorowała ciężko. Była ona jedynym dzieckiem króla, toteż nieszczęsny ojciec płakał dzień i noc i kazał oznajmić, że kto uratuje królewnę, otrzyma ją za żonę i zostanie dziedzicem tronu. Kiedy lekarz zjawił się w jej komnacie, ujrzał Śmierć stojącą w nogach chorej. Oszołomiony urodą królewny i myślą o tym, iż mógłby zostać jej mężem, zapomniał młodzieniec o groźbie Śmierci i nie bacząc na groźne spojrzenia, jakie mu rzucała, chwycił chorą w pół i przekręcił na łożu, tak że głowa znalazła się tam, gdzie były nogi, a nogi tam, gdzie była głowa. Potem dał jej cudownego ziela, a policzki królewny zarumieniły się natychmiast i życie wstąpiło w nią znowu.
Rozgniewała się Śmierć, podeszła groźnie do lekarza i zawołała:
- Oszukałeś mnie znowu, teraz kolej na ciebie!
Po czym chwyciła go lodowatą dłonią i zaprowadziła do podziemnej pieczary. Ujrzał tam lekarz tysiące, tysiące świec w nieprzejrzanych szeregach, niektóre z nich były wielkie, inne mniejsze, inne zupełnie małe. Co chwila gasły niektóre, a inne zapalały się, tak iż płomyki drgały ciągle w wiecznej odmianie.
- Oto - rzekła Śmierć - świece życia ludzi. Gdy się świeca zapala, rodzi się człowiek, gdy gaśnie - umiera. Te oto wielkie świece należą do dzieci, średnie do ludzi w sile wieku, maleńkie do starców. Ale zdarza się, że i dzieci albo młodzi ludzie mają maleńkie świeczki.
- Ukaż mi moją świecę - rzekł lekarz sądząc, że jest ona pewnie dość wielka.
Ale Śmierć ukazała mu maleńki ogarek, który lada chwila miał zgasnąć, i rzekła:
- Oto twoja świeca!
- Ach, matko chrzestna! - zawołał lekarz przerażony - zapal mi nową świecę, zrób to dla mnie, abym mógł jeszcze użyć życia, zostać królem i małżonkiem pięknej królewny.
- Tego nie mogę uczynić - odparła Śmierć. - Jedna świeca musi się wpierw wypalić, zanim druga zapłonie.
- Więc wstaw nową świecę, która będzie się zaraz dalej palić, gdy tylko ta zgaśnie! - prosił lekarz.
Śmierć udała, że chce spełnić jego pragnienie, i wyjęła wielką, nową świecę: ale chcąc się zemścić rozmyślnie zgasiła nią starą świeczkę. W tejże chwili lekarz padł na ziemię i dostał się w ręce Śmierci.
Był więc sobie biedak - ojciec tuzina dzieci. Pewnego dnia urodził mu się trzynasty potomek. Osobom znającym choć trochę Tarota, trzynastka zapewne skojarzy się od razu ze Śmiercią i słusznie, bowiem życie trzynastego dziecka związane będzie nierozerwalnie z Kostuchą. Nieszczęsny, ubogi ojciec wyszedł na drogą z zamiarem zaproszenia w kumy pierwszej napotkanej osoby. Pierwszym napotkanym przechodniem jest Bóg. Bóg wiedział, czego poszukuje ojciec dziecka i natychmiast wyszedł mu naprzeciw. Jednak ubogi człowiek odrzuca boską ofertę. W jego kategoriach Najwyższy jest niesprawiedliwy - pozwala jednym umierać z głodu, a innym opływać w bogactwa. Kiedy bohater naszej bajki odrzuca Boga, uosobienie absolutnego dobra, natychmiast pojawia się Diabeł. O ile Bóg oferuje dziecku szczęście, o tyle jego przeciwnik chce obdarzyć potencjalnego podopiecznego czysto materialnymi dobrami. Ojciec nie jest jednak zainteresowany ofertą Kusego. Zarzuca mu, że zwodzi i oszukuje ludzi.[4]
Dochodzimy do ciekawego momentu, gdy ubogi bohater odrzuca zarówno dobro jak i zło. Co zatem mu pozostaje? Czy w ogóle coś pozostaje? W tym momencie zjawia się Śmierć. Postać poza dobrem i złem. Neutralna jak sama natura. Wieśniak przyjmuje jej ofertę. Śmierć nie skazuje nikogo w imię dobra na ubóstwo. Nie zwodzi i nie oszukuje. Każdego traktuje tak samo, nieważne - bogaty czy biedny. Można powiedzieć, że biedak wybierając właśnie ją, wyszedł poza dualizm dobro - zło, Bóg - Diabeł.
Przyjrzyjmy się przez chwilę temu, jaki dar oferuje malcowi osobliwa matka chrzestna: "Uczynię dziecię twe sławnym i bogatym, gdyż kto ma mnie za przyjaciela, niczego mu nie zabraknie (...) Uczynię [je] sławnym lekarzem". "Kto ma mnie za przyjaciela", czyli kto przed śmiercią nie ucieka, kto akceptuje prawa natury, prawa cyklu życia-śmierci-życia[5] temu niczego nie zabraknie. Ludzie pragną wiecznego życia, uciekają od śmierci i starości. Nie lubią, kiedy coś się kończy. Tylko ten, kto zrozumie, że bez śmierci nie ma życia i bez końca nie ma nowego początku, może być prawdziwie szczęśliwym i bogatym duchowo - taka jest moja interpretacja słów Śmierci. Następnie Kostucha ofiarowuje swojemu podopiecznemu zdolność uzdrawiania. Jak najbardziej może to zrobić, ponieważ w tej baśni Śmierć jest także władczynią życia. Zna ziele, które jest lekarstwem na wszystkie choroby. Umie nie tylko wskazać osobę śmiertelnie chorą, lecz także osobę, której dane jest przeżyć. Ostatni akapit sugeruje nawet, że śmierć może zapalać świece życia, czyli decydować zarówno o jego zakończeniu jak i rozpoczęciu.
Wreszcie dziecko dorasta. Zwróćmy uwagę na postać dorosłego już chrześniaka- lekarza i opinię jaką się cieszy. Wszyscy uważają go za dobrego medyka. Jednak "dobry lekarz" w mniemaniu bohaterów baśni nie znaczy wcale człowieka, który każdego potrafi uzdrowić. Wręcz przeciwnie "Wystarczy mu tylko spojrzeć na chorego, a już wie, jaki jest jego stan i czy wyzdrowieje, czy też musi umrzeć" - powiadają ludzie. W baśni zjawisko śmierci jest zupełnie naturalne. Nie powoduje przerażenia, nie jest też obojętne. To, że ktoś musi umrzeć podczas, gdy kogoś innego można jeszcze uratować przyjmowane jest ze spokojem. Szacunkiem cieszy się doktor, którego umiejętności nie polegają na wróceniu każdego chorego do życia, lecz na rozpoznaniu kto ma szansę przeżyć, a kto nie.
Dopóki chrześniak akceptuje zarówno śmierć jak i ozdrowienie swoich pacjentów, wszystko układa się pomyślnie. Problemy pojawiają się wówczas, gdy młodzieniec zaczyna odsuwać od siebie perspektywę ludzkiej śmierci i oszukiwać matkę chrzestną, łapiąc się kurczowo życia. Dopóki żył w zgodzie ze Śmiercią, jego rozwój przebiegał pomyślnie. Dopiero odpychanie perspektywy śmierci sprowadziło problemy. Śmierć jest jak natura. Nie można jej zmienić. Można ją tylko akceptować. W przeciwnym razie czeka nas bezsensowna walka, w której zwycięstwo jest pozorne i krótkotrwałe.
Ponieważ lekarz oszukał matkę chrzestną, musi sam rozstać się z życiem i wszystkim, co ofiarowała mu Kostucha. Kuma Śmierć zabiera bohatera do pieczary i ukazuje mu świece życia ludzi. Świece symbolizują długość życia. Kiedy świeca się wypali i gaśnie jej ogień, umiera osoba, której świeca była przypisana. Ogień jest tu symbolem życia i witalności. Lekarz z zaskoczeniem odkrywa, że jego świeca właśnie się wypala i płomień za chwilę zgaśnie. Znów zaczyna chwytać się życia i prosi Śmierć o zapalenie mu kolejnej świecy. Jest to jednak niemożliwe. "Jedna świeca musi się wpierw wypalić, zanim druga zapłonie" - brzmią w tym momencie słowa matki chrzestnej. Bohater nie pogodzony ze Śmiercią umiera i na tym bajka się kończy.
Baśnie zebrane przez braci Grimm są kopalnią wiedzy o archetypach i symbolach. Śmierć występuje w nich często jako postać, a jeszcze częściej jako zjawisko. Być może dlatego bajki te uznawane są za "okrutne" i rodzice - zdarzało mi się słyszeć takie opinie - nie chcą czytać swoim dzieciom "tych okropności". W zamian wolą serwować im kreskówki, z których śmierć jest zupełnie wyparta lub gry komputerowe, gdzie śmierć zastąpiona jest przez zabijanie. (Wbrew pozorom to nie to samo). Takim sposobem tworzy się obraz śmierci, która jest straszliwa i okrutna. Dlatego, jeśli ma być miło, to lepiej o niej nie mówić.
Maria Borkowska
[1] Redliński, Edward, Konopielka, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1984.
[2] Baśń tę wraz z dokładnym omówieniem pojawiających się w niej archetypów można znaleźć w: Clarissa Pinkola Estes, Biegnąca z wilkami. Archetyp dzikiej kobiety w mitach i legendach, przeł. Agnieszka Cioch, Zysk - S-ka, Poznań 2001.
[3] Baśń przytaczam za: Baśnie braci Grimm : baśnie domowe i dziecięce zebrane przez braci Grimm, przeł. Emilia Bielicka i Marceli Tarnowski, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1989.
[4] Ten fragment można interpretować jako symbol jednej z dróg rozwoju duchowego. Najpierw poznajemy najprostsze zasady, których przestrzeganie rzekomo gwarantuje nam zbawienie - ten etap symbolizuje Bóg. Kiedy już zrozumiemy, że życie nie jest takie proste i przestrzeganie narzuconych odgórnie zasad nie zawsze jest możliwe, zaczynamy szukać odpowiedzi we własnych potrzebach i własnym ego - jest to etap spotkania Diabła. Dopiero po przepracowaniu tego etapu spotkamy Śmierć - symbol cykliczności i natury.
[5] Określenie to zaczerpnęłam z książki Biegnąca z wilkami, op.cit.
<!-- m --><a class="postlink" target="_blank" href="http://www.taraka.pl/taka_sympatyczna_kostucha">http://www.taraka.pl/taka_sympatyczna_kostucha</a><!-- m -->
Maria Poziomska | kategoria: Symbole
czytane: 82 razy, od 2013-06-22
W mojej rodzinie zawsze obecne były zwierzęta. Trafiały się też dość chorowite osobniki, z którymi sporo czasu spędzałam w kolejkach do lekarzy weterynarii. Miałam wtedy okazję obserwować jak właściciele radzą sobie ze śmiercią swoich pupili lub z decyzją o ich uśpieniu. Do najbardziej specyficznych obrazków należały dzieci zadające pytania w stylu: "Mamo, a jak Pikuś umrze, to pójdzie do nieba?" Pytania te ucinano natychmiast odpowiedziami: "Nie mów tak", "Przestań" itp. Zauważyłam, że dzieci, którym nie wpojono jeszcze, że śmierć to coś strasznego, podchodzą do tego tematu bardzo naturalnie. Z czasem jednak przystosowują się do wymogów naszej kultury, w której o śmierci się nie mówi. I tak oto dochodzimy do punktu, kiedy np. ludzie przeżywający smutek utraty bliskiej osoby, nie mogą się "wygadać" i przeżyć żałoby, bo każde ich wspomnienie o zmarłym kwitowane jest słowami "Nie myśl o tym", "Porozmawiajmy o czymś innym".
Czytając świetną powieść Redlińskiego "Konopielka", trafiłam na ciekawy opis sytuacji, kiedy to główny bohater, prosty chłop Kaziuk dowiaduje się o śmierci maleńkiej córeczki. Reaguje złością, rozpaczą, ale już po chwili godzi się z sytuacją. "Nu tak, mówię do nich a najbardziej do Handzi, pocieszyć jo trzeba, nu tak. Ech. Trudno. Tak musiało być"[1]. "Płacz ty, byle nie za dużo" - mówi ojciec Kaziuka do jego żony. Handzia - matka zmarłej dziewczynki szlocha i rozpacza, ale już tego samego dnia, po pogrzebie dziecka, wraca do codziennych obowiązków. W świecie natury, w jakim żyją prości chłopi śmierć to część ludzkich losów, część natury, zjawisko zwyczajne. Może i w naszym świecie mogłoby tak się stać, gdybyśmy zaczęli od najprostszych rzeczy - powiedzenia "Płacz" osobie, która niedawno pożegnała kogoś na zawsze.
Śmierć jako element cyklu natury, jako władczyni życia i umierania. Pod taką postacią występuje ona w wielu ludowych bajkach i podaniach. Nie jest zła, nie powoduje krzywdy, nie jest zagrożeniem. Może nas postraszyć, tak jak w baśni inuickiej "Kobieta Szkielet", ale tylko po to aby poddać próbie, która jeśli przebiegnie pomyślnie, spowoduje przemianę kościotrupa w piękną kobietę[2].
Jedną z takich baśni, w której Kostucha odgrywa ważną i pozytywną rolę jest "Kuma Śmierć". Baśń ta znalazła się w zbiorze podań zebranych przez braci Grimm[3]. Jako postscriptum dorzucam trochę własnych przemyśleń na temat symboli zawartych w tym opowiadaniu.
Kuma Śmierć
Pewien ubogi człeczyna miał dwanaścioro dzieci, musiał więc dzień i noc pracować, aby je wyżywić. A kiedy trzynaste dziecię przyszło na świat, biedak nie widział już ratunku. Wyszedł z chaty i postanowił prosić pierwszego spotkanego przechodnia w kumy.
Pierwszym jednak, kogo spotkał, był Pan Bóg, który wiedział już oczywiście, po co biedak wyszedł z domu, i rzekł:
- Ubogi człowiecze, chętnie potrzymam dziecię twoje do chrztu, będę o nie dbał i uczynię je szczęśliwym.
- Kim jesteś? - zapytał ojciec.
- Jestem Panem Bogiem.
- W takim razie nie chcę cię w kumy - odparł człowiek - bogatym dajesz wszystko, a ubogiemu pozwalasz zdychać z głodu. Tak mówił ubogi, gdyż nie wiedział, jak rozumnie rozdziela Pan Bóg bogactwo i ubóstwo. Odwrócił się więc od Pana i poszedł dalej.
Po chwili zbliżył się do niego Szatan i rzekł:
- Jeśli chcesz mnie za kuma, to dam twemu dziecięciu wszystkie bogactwa tego świata i wszystkie rozkosze!
- Kim jesteś? - zapytał ubogi.
- Jestem Szatanem.
- W takim razie nie chcę cię w kumy - odparł ojciec - zwodzisz i łudzisz człowieka!
I ruszył dalej.
Po pewnym czasie zbliżyła się doń koścista Śmierć i rzekła:
- Weź mnie za kumę.
- Kim jesteś? - zapytał ubogi.
- Jestem Śmierć.
A ojciec na to:
- Ty jesteś dla mnie dobrą kumą. Zabierasz bogatego i ubogiego bez różnicy, ty będziesz moją kumą!
Śmierć zaś odparła:
- Uczynię dziecię twe sławnym i bogatym, gdyż kto ma mnie za przyjaciela, niczego mu nie zabraknie.
Ojciec rzekł uradowany:
- W przyszłą niedzielę jest chrzest. Staw się o czasie.
Śmierć przybyła, jak obiecała, i została matką chrzestną trzynastego dziecka.
Kiedy chłopiec podrósł, zjawiła się przed nim pewnego razu jako chrzestna matka i zaprowadziła go do wielkiego lasu. Tam ukazała mu ziele rosnące pod drzewem i rzekła:
- Teraz otrzymasz ode mnie podarunek chrzestny. Uczynię cię sławnym lekarzem. Kiedy zawezwą cię do chorego, ukażę ci się zawsze: jeśli będę stała u wezgłowia chorego, możesz go śmiało zapewnić, że przywrócisz mu zdrowie, daj mu tylko tego ziela, a wnet wyzdrowieje; jeżeli jednak zobaczysz mnie w nogach chorego, powiedz rodzinie, że nie ma już dla niego ratunku, a wiedz, że żaden lekarz na świecie nie zdoła go wówczas uleczyć. Strzeż się jednak, abyś cudownego ziela nie użył wbrew mojej woli, bo mogłoby się to źle skończyć dla ciebie.
Wkrótce młodzieniec został najsławniejszym lekarzem na całym świecie.
"Wystarczy mu tylko spojrzeć na chorego, a już wie, jaki jest jego stan i czy wyzdrowieje, czy też musi umrzeć", mówiono o nim, a ludzie zjeżdżali się ze wszech stron i zwozili do niego chorych płacąc mu tak hojnie, że wkrótce stał się bogatym człowiekiem.
Pewnego razu zdarzyło się, że sam król zaniemógł ciężko; wezwano więc doń słynnego lekarza, aby orzekł, czy król może wyzdrowieć. Ale gdy młodzieniec zbliżył się do jego łoża, ujrzał śmierć stojącą u nóg chorego, pojął więc, że wybiła już jego ostatnia godzina.
- A gdybym tak raz oszukał Śmierć - pomyślał lekarz - jestem przecież jej chrześniakiem, więc nie będzie się na mnie gniewać!
I szybko chwycił chorego w pół i przekręcił go na łożu, tak że Śmierć znalazła się u jego wezgłowia. Potem dał mu swego ziela, a król wyzdrowiał natychmiast.
Nazajutrz Śmierć przyszła do lekarza, zła i zagniewana, pogroziła mu palcem i rzekła:
- Wywiodłeś mnie w pole; tym razem wybaczę ci to, gdyż jesteś mym chrześniakiem, ale jeśli jeszcze raz to uczynisz, zabiorę ciebie samego!
Wkrótce potem królewna zachorowała ciężko. Była ona jedynym dzieckiem króla, toteż nieszczęsny ojciec płakał dzień i noc i kazał oznajmić, że kto uratuje królewnę, otrzyma ją za żonę i zostanie dziedzicem tronu. Kiedy lekarz zjawił się w jej komnacie, ujrzał Śmierć stojącą w nogach chorej. Oszołomiony urodą królewny i myślą o tym, iż mógłby zostać jej mężem, zapomniał młodzieniec o groźbie Śmierci i nie bacząc na groźne spojrzenia, jakie mu rzucała, chwycił chorą w pół i przekręcił na łożu, tak że głowa znalazła się tam, gdzie były nogi, a nogi tam, gdzie była głowa. Potem dał jej cudownego ziela, a policzki królewny zarumieniły się natychmiast i życie wstąpiło w nią znowu.
Rozgniewała się Śmierć, podeszła groźnie do lekarza i zawołała:
- Oszukałeś mnie znowu, teraz kolej na ciebie!
Po czym chwyciła go lodowatą dłonią i zaprowadziła do podziemnej pieczary. Ujrzał tam lekarz tysiące, tysiące świec w nieprzejrzanych szeregach, niektóre z nich były wielkie, inne mniejsze, inne zupełnie małe. Co chwila gasły niektóre, a inne zapalały się, tak iż płomyki drgały ciągle w wiecznej odmianie.
- Oto - rzekła Śmierć - świece życia ludzi. Gdy się świeca zapala, rodzi się człowiek, gdy gaśnie - umiera. Te oto wielkie świece należą do dzieci, średnie do ludzi w sile wieku, maleńkie do starców. Ale zdarza się, że i dzieci albo młodzi ludzie mają maleńkie świeczki.
- Ukaż mi moją świecę - rzekł lekarz sądząc, że jest ona pewnie dość wielka.
Ale Śmierć ukazała mu maleńki ogarek, który lada chwila miał zgasnąć, i rzekła:
- Oto twoja świeca!
- Ach, matko chrzestna! - zawołał lekarz przerażony - zapal mi nową świecę, zrób to dla mnie, abym mógł jeszcze użyć życia, zostać królem i małżonkiem pięknej królewny.
- Tego nie mogę uczynić - odparła Śmierć. - Jedna świeca musi się wpierw wypalić, zanim druga zapłonie.
- Więc wstaw nową świecę, która będzie się zaraz dalej palić, gdy tylko ta zgaśnie! - prosił lekarz.
Śmierć udała, że chce spełnić jego pragnienie, i wyjęła wielką, nową świecę: ale chcąc się zemścić rozmyślnie zgasiła nią starą świeczkę. W tejże chwili lekarz padł na ziemię i dostał się w ręce Śmierci.
Był więc sobie biedak - ojciec tuzina dzieci. Pewnego dnia urodził mu się trzynasty potomek. Osobom znającym choć trochę Tarota, trzynastka zapewne skojarzy się od razu ze Śmiercią i słusznie, bowiem życie trzynastego dziecka związane będzie nierozerwalnie z Kostuchą. Nieszczęsny, ubogi ojciec wyszedł na drogą z zamiarem zaproszenia w kumy pierwszej napotkanej osoby. Pierwszym napotkanym przechodniem jest Bóg. Bóg wiedział, czego poszukuje ojciec dziecka i natychmiast wyszedł mu naprzeciw. Jednak ubogi człowiek odrzuca boską ofertę. W jego kategoriach Najwyższy jest niesprawiedliwy - pozwala jednym umierać z głodu, a innym opływać w bogactwa. Kiedy bohater naszej bajki odrzuca Boga, uosobienie absolutnego dobra, natychmiast pojawia się Diabeł. O ile Bóg oferuje dziecku szczęście, o tyle jego przeciwnik chce obdarzyć potencjalnego podopiecznego czysto materialnymi dobrami. Ojciec nie jest jednak zainteresowany ofertą Kusego. Zarzuca mu, że zwodzi i oszukuje ludzi.[4]
Dochodzimy do ciekawego momentu, gdy ubogi bohater odrzuca zarówno dobro jak i zło. Co zatem mu pozostaje? Czy w ogóle coś pozostaje? W tym momencie zjawia się Śmierć. Postać poza dobrem i złem. Neutralna jak sama natura. Wieśniak przyjmuje jej ofertę. Śmierć nie skazuje nikogo w imię dobra na ubóstwo. Nie zwodzi i nie oszukuje. Każdego traktuje tak samo, nieważne - bogaty czy biedny. Można powiedzieć, że biedak wybierając właśnie ją, wyszedł poza dualizm dobro - zło, Bóg - Diabeł.
Przyjrzyjmy się przez chwilę temu, jaki dar oferuje malcowi osobliwa matka chrzestna: "Uczynię dziecię twe sławnym i bogatym, gdyż kto ma mnie za przyjaciela, niczego mu nie zabraknie (...) Uczynię [je] sławnym lekarzem". "Kto ma mnie za przyjaciela", czyli kto przed śmiercią nie ucieka, kto akceptuje prawa natury, prawa cyklu życia-śmierci-życia[5] temu niczego nie zabraknie. Ludzie pragną wiecznego życia, uciekają od śmierci i starości. Nie lubią, kiedy coś się kończy. Tylko ten, kto zrozumie, że bez śmierci nie ma życia i bez końca nie ma nowego początku, może być prawdziwie szczęśliwym i bogatym duchowo - taka jest moja interpretacja słów Śmierci. Następnie Kostucha ofiarowuje swojemu podopiecznemu zdolność uzdrawiania. Jak najbardziej może to zrobić, ponieważ w tej baśni Śmierć jest także władczynią życia. Zna ziele, które jest lekarstwem na wszystkie choroby. Umie nie tylko wskazać osobę śmiertelnie chorą, lecz także osobę, której dane jest przeżyć. Ostatni akapit sugeruje nawet, że śmierć może zapalać świece życia, czyli decydować zarówno o jego zakończeniu jak i rozpoczęciu.
Wreszcie dziecko dorasta. Zwróćmy uwagę na postać dorosłego już chrześniaka- lekarza i opinię jaką się cieszy. Wszyscy uważają go za dobrego medyka. Jednak "dobry lekarz" w mniemaniu bohaterów baśni nie znaczy wcale człowieka, który każdego potrafi uzdrowić. Wręcz przeciwnie "Wystarczy mu tylko spojrzeć na chorego, a już wie, jaki jest jego stan i czy wyzdrowieje, czy też musi umrzeć" - powiadają ludzie. W baśni zjawisko śmierci jest zupełnie naturalne. Nie powoduje przerażenia, nie jest też obojętne. To, że ktoś musi umrzeć podczas, gdy kogoś innego można jeszcze uratować przyjmowane jest ze spokojem. Szacunkiem cieszy się doktor, którego umiejętności nie polegają na wróceniu każdego chorego do życia, lecz na rozpoznaniu kto ma szansę przeżyć, a kto nie.
Dopóki chrześniak akceptuje zarówno śmierć jak i ozdrowienie swoich pacjentów, wszystko układa się pomyślnie. Problemy pojawiają się wówczas, gdy młodzieniec zaczyna odsuwać od siebie perspektywę ludzkiej śmierci i oszukiwać matkę chrzestną, łapiąc się kurczowo życia. Dopóki żył w zgodzie ze Śmiercią, jego rozwój przebiegał pomyślnie. Dopiero odpychanie perspektywy śmierci sprowadziło problemy. Śmierć jest jak natura. Nie można jej zmienić. Można ją tylko akceptować. W przeciwnym razie czeka nas bezsensowna walka, w której zwycięstwo jest pozorne i krótkotrwałe.
Ponieważ lekarz oszukał matkę chrzestną, musi sam rozstać się z życiem i wszystkim, co ofiarowała mu Kostucha. Kuma Śmierć zabiera bohatera do pieczary i ukazuje mu świece życia ludzi. Świece symbolizują długość życia. Kiedy świeca się wypali i gaśnie jej ogień, umiera osoba, której świeca była przypisana. Ogień jest tu symbolem życia i witalności. Lekarz z zaskoczeniem odkrywa, że jego świeca właśnie się wypala i płomień za chwilę zgaśnie. Znów zaczyna chwytać się życia i prosi Śmierć o zapalenie mu kolejnej świecy. Jest to jednak niemożliwe. "Jedna świeca musi się wpierw wypalić, zanim druga zapłonie" - brzmią w tym momencie słowa matki chrzestnej. Bohater nie pogodzony ze Śmiercią umiera i na tym bajka się kończy.
Baśnie zebrane przez braci Grimm są kopalnią wiedzy o archetypach i symbolach. Śmierć występuje w nich często jako postać, a jeszcze częściej jako zjawisko. Być może dlatego bajki te uznawane są za "okrutne" i rodzice - zdarzało mi się słyszeć takie opinie - nie chcą czytać swoim dzieciom "tych okropności". W zamian wolą serwować im kreskówki, z których śmierć jest zupełnie wyparta lub gry komputerowe, gdzie śmierć zastąpiona jest przez zabijanie. (Wbrew pozorom to nie to samo). Takim sposobem tworzy się obraz śmierci, która jest straszliwa i okrutna. Dlatego, jeśli ma być miło, to lepiej o niej nie mówić.
Maria Borkowska
[1] Redliński, Edward, Konopielka, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1984.
[2] Baśń tę wraz z dokładnym omówieniem pojawiających się w niej archetypów można znaleźć w: Clarissa Pinkola Estes, Biegnąca z wilkami. Archetyp dzikiej kobiety w mitach i legendach, przeł. Agnieszka Cioch, Zysk - S-ka, Poznań 2001.
[3] Baśń przytaczam za: Baśnie braci Grimm : baśnie domowe i dziecięce zebrane przez braci Grimm, przeł. Emilia Bielicka i Marceli Tarnowski, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1989.
[4] Ten fragment można interpretować jako symbol jednej z dróg rozwoju duchowego. Najpierw poznajemy najprostsze zasady, których przestrzeganie rzekomo gwarantuje nam zbawienie - ten etap symbolizuje Bóg. Kiedy już zrozumiemy, że życie nie jest takie proste i przestrzeganie narzuconych odgórnie zasad nie zawsze jest możliwe, zaczynamy szukać odpowiedzi we własnych potrzebach i własnym ego - jest to etap spotkania Diabła. Dopiero po przepracowaniu tego etapu spotkamy Śmierć - symbol cykliczności i natury.
[5] Określenie to zaczerpnęłam z książki Biegnąca z wilkami, op.cit.
<!-- m --><a class="postlink" target="_blank" href="http://www.taraka.pl/taka_sympatyczna_kostucha">http://www.taraka.pl/taka_sympatyczna_kostucha</a><!-- m -->