03.08.2012, 04:49
Poniższa medytacja jest z pewnej książki niemieckiego autora Igora Warnecka z Runenbrieflehrgang.Opracował ją salva, moderator z forum Shamanika.
Stoimy tutaj niby wielkie drzewa, samotne, wespół, jak w gęstym lesie. Wiatr owiewa nasze liście, kołyszemy się tam i z powrotem. Gdy sztywniejemy, nasz Ojciec Wiatr łamie nam korzenie, gdy jesteśmy zgodni ze sobą, elastyczni, kołysze nas, niczym matka swoje dzieci. We wszystkim jest rytm. Nasze nogi to korzenie, nasze ciała to pnie, nasze ramiona to gałęzie. Korzenie wyrastają z naszych nóg, wydłużają się w Matce Ziemi, piją wodę z podziemnych głębii. Nasze gałęzie delikatnie dotykają gałęzi naszych sąsiadów. Wielki, potężny las, a jednak każde drzewo jest dla siebie same.
Pewnego dnia przychodzą siły run do lasu.
Najpierw przychodzi Fehu, siła ognia, która budzi nas każdej wiosny do nowego życia, która prowadzi soki drzewa do najdalszych liści.
Potem idzie Uruz, energia ziemi, która utrzymuje nas mocno w ziemi i przysposabia nas przeciwko sztormom.
Za nią podąża Thurisaz, moc olbrzymów, która przez swoje odwiedziny rozwinęła nas, przez którą nauczyliśmy się sami zostać olbrzymami, czuć naszą własną wielkość i siłę olbrzymów.
Ansuz przyszło z wiejącym płaszczem wiatru, owiało nasze gałęzie, ugięło je i złamało te sztywne; energia wiatru, ducha, która nas wiele nauczyła o tym, o czym jeszcze nigdy nie pomyśleliśmy.
Abyśmy nie zatracili się w filozoficznych rozmyślaniach, odwiedziła nas Raidho, energia ruchu i rytmu, która połączyła nas znowu w naszym rytmie – rytmie ziemi, wody, wewnętrznego ognia i naturalnego wiatru, ze wszystkim co było, jest i będzie.
Oto pojawia się Kenaz, które przyniosło ze sobą lustro ognia i wewnętrznego poznania, dzięki któremu znowu jesteśmy razem z innymi drzewami, z którymi jesteśmy w lesie. Ogień przeszedł przez naszą duszę, zawrócił nas z powrotem, z powrotem do naszego prawdziwego bytu.
Później przyszło Gebo i otrzymaliśmy wielki dar – dar dawania. Każdy prezent jest zrewanżowany innym, każdy daje i odbiera; od tego czasu idziemy w przyjaźni.
Wunjo przedstawiło się, dosiadło się do naszego kręgu, radość życia wypełniła nas i delikatnie kołysaliśmy się w nadchodzącym wietrze.
Z cichym gniewem weszło Hagalaz, siła leczenia i zniszczenia – nauczyła nas wchodzić w siebie, do najgłębszych głębii korzeni, by rozpoznać rany dawnych czasów, wydobyć je z głębin na powierzchnię, pozbyć się tego, co nam przeszkadza. By spotkać się z nimi takimi, jakie naprawdę były.
Zaraz za nią przyszłą Naudhiz, runa potrzeby i biedy, zmiany, która łamie przestarzałe schematy i zbędne gałęzie, aby zrobić przejście na nowe horyzonty.
Prędko zmienił się świat pośród nas, Isa powstała z nicości. Stanęła przed każdym z nas. Oto uformowało się nowe i stabilne, nowy pogląd na sprawy, rzeczy, nowe uczucie, które postawiło nas w nowym otoczeniu. Poprowadziło to nas do mocy, która nas uczyniła jednocześnie silnymi i słabymi. Isa, energia „Ja jestem” zniknęła tak prędko, jak się pojawiła, jednak każdemu z nas zostawiła coś – i my pojmujemy, że możemy być tylko jednym, jako drzewo, las, świat.
Przyszło znowu Naudhiz, kiedy myśleliśmy, że jesteśmy jednym, a wszystko pozostałe niczym. Jera pozdrowiła nas jej wirującym wiatrem zmiany, koło czasu zatoczyło się, a my byliśmy jeden krok dalej w życiu.
Eiwaz, energia świętego drzewa – drzewa świata, przybyło wkrótce. Był to nasz praprzodek we wszystkich wymiarach czasu, cis, który zmienia cały świat, świat, który sam w sobie jest drzewem, cichy w swoim środku; Eiwaz uczy nas powiązania pomiędzy górą a dołem, a także przekazuje nam, że jak na górze, tak i na dole.
Wraz z odwiedzinami Perthro rodzimy się na nowo, jako nowe, zmienione byty.
Nowy cykl zaczął się, znaleźliśmy w sobie energię Algiz, poczuliśmy jej prostą energię – która skierowała gałęzie do nieba, korzenie do Matki Ziemi.
Z gęstych chmur rozbłysło Sowilo, nasze słońce, które nam towarzyszy tam, gdzie zawsze jesteśmy i które świeci, gdy grube chmury zakrywają niebo.
Ale oto przychodzi Tiwaz, energia, która dąży do celu, włócznia Odyna, strzała, która leci do naszego celu, nakierowała nas na drogę do naszych celów.
Wtedy przyszło Berkana, wielka matka brzóz. Zatrzymała nas i przypomniała nam matczyną troskę i bezpieczeństwo, które jest nam potrzebne na naszej drodze.
Wreszcie znajdujemy obie zjednoczone w nas; to nowe uczucie rozlewa się w nas: To uczucie jest silne, rozluźniające i rytmiczne – olbrzymi koń przybywa, Ehwaz, siła wspólnoty – parskająca i stępująca siła konia przybywa do naszego lasu i oto wiemy, że przybył czas życia razem, działania razem i po prostu bycia razem – tym się trzeba rozkoszować.
Całkiem wolno, ale wytrwale, idzie Mannaz i znajdujemy w nas swoje przeciwieństwa – rozpoznajemy i rozumiemy ją. Chcemy ją wreszcie podjąć. Wreszcie rozumiemy to, co powiedział pewien wędrowiec dawno temu, gdy szedł przez nasz las i wziął od nas wiele: Ludzie przychodzą po koniach i ich największą trudnością jest rozpoznać te dwa życia w jednym.
Po tym przeżyciu płaczemy – są to łzy żałoby i radości, oczyszczająca woda naszej duszy nachyla się do okna, przez które sączy się światło – to Laguz przychodzi, siła wody, uczucia oczyszczenia i wiecznej zmiany.
Później nastał pewien czas spokoju w lesie. To czas Inguz, czas dojrzałości i ciszy, świadomości i poznania. Nasze dusze przetrawiają, przerabiają je – w ten sposób są bogatsze.
Ogień Dagaz wrócił nas znowu do życia, rozświetlił naszą drogę, która biegnie poprzez ekstrema, pomiędzy wiecznym złem i dobrem, ciemnością i światłem. Zaczynamy rozumieć szare wilki, które czasami przechodzą naszym lasem, które żyją w równowadze, zrównane.
Z tą wewnętrzną radością przychodzimy do Othala, do naszego domu duszy, naszej wspólnej ojczyzny, z której rozpoczęliśmy podróż – wielka radość rozlewa się w nas, od najgłębszych korzeni, poprzez pień aż do dalekich liści.
Stoimy tutaj niby wielkie drzewa, samotne, wespół, jak w gęstym lesie. Wiatr owiewa nasze liście, kołyszemy się tam i z powrotem. Gdy sztywniejemy, nasz Ojciec Wiatr łamie nam korzenie, gdy jesteśmy zgodni ze sobą, elastyczni, kołysze nas, niczym matka swoje dzieci. We wszystkim jest rytm. Nasze nogi to korzenie, nasze ciała to pnie, nasze ramiona to gałęzie. Korzenie wyrastają z naszych nóg, wydłużają się w Matce Ziemi, piją wodę z podziemnych głębii. Nasze gałęzie delikatnie dotykają gałęzi naszych sąsiadów. Wielki, potężny las, a jednak każde drzewo jest dla siebie same.
Pewnego dnia przychodzą siły run do lasu.
Najpierw przychodzi Fehu, siła ognia, która budzi nas każdej wiosny do nowego życia, która prowadzi soki drzewa do najdalszych liści.
Potem idzie Uruz, energia ziemi, która utrzymuje nas mocno w ziemi i przysposabia nas przeciwko sztormom.
Za nią podąża Thurisaz, moc olbrzymów, która przez swoje odwiedziny rozwinęła nas, przez którą nauczyliśmy się sami zostać olbrzymami, czuć naszą własną wielkość i siłę olbrzymów.
Ansuz przyszło z wiejącym płaszczem wiatru, owiało nasze gałęzie, ugięło je i złamało te sztywne; energia wiatru, ducha, która nas wiele nauczyła o tym, o czym jeszcze nigdy nie pomyśleliśmy.
Abyśmy nie zatracili się w filozoficznych rozmyślaniach, odwiedziła nas Raidho, energia ruchu i rytmu, która połączyła nas znowu w naszym rytmie – rytmie ziemi, wody, wewnętrznego ognia i naturalnego wiatru, ze wszystkim co było, jest i będzie.
Oto pojawia się Kenaz, które przyniosło ze sobą lustro ognia i wewnętrznego poznania, dzięki któremu znowu jesteśmy razem z innymi drzewami, z którymi jesteśmy w lesie. Ogień przeszedł przez naszą duszę, zawrócił nas z powrotem, z powrotem do naszego prawdziwego bytu.
Później przyszło Gebo i otrzymaliśmy wielki dar – dar dawania. Każdy prezent jest zrewanżowany innym, każdy daje i odbiera; od tego czasu idziemy w przyjaźni.
Wunjo przedstawiło się, dosiadło się do naszego kręgu, radość życia wypełniła nas i delikatnie kołysaliśmy się w nadchodzącym wietrze.
Z cichym gniewem weszło Hagalaz, siła leczenia i zniszczenia – nauczyła nas wchodzić w siebie, do najgłębszych głębii korzeni, by rozpoznać rany dawnych czasów, wydobyć je z głębin na powierzchnię, pozbyć się tego, co nam przeszkadza. By spotkać się z nimi takimi, jakie naprawdę były.
Zaraz za nią przyszłą Naudhiz, runa potrzeby i biedy, zmiany, która łamie przestarzałe schematy i zbędne gałęzie, aby zrobić przejście na nowe horyzonty.
Prędko zmienił się świat pośród nas, Isa powstała z nicości. Stanęła przed każdym z nas. Oto uformowało się nowe i stabilne, nowy pogląd na sprawy, rzeczy, nowe uczucie, które postawiło nas w nowym otoczeniu. Poprowadziło to nas do mocy, która nas uczyniła jednocześnie silnymi i słabymi. Isa, energia „Ja jestem” zniknęła tak prędko, jak się pojawiła, jednak każdemu z nas zostawiła coś – i my pojmujemy, że możemy być tylko jednym, jako drzewo, las, świat.
Przyszło znowu Naudhiz, kiedy myśleliśmy, że jesteśmy jednym, a wszystko pozostałe niczym. Jera pozdrowiła nas jej wirującym wiatrem zmiany, koło czasu zatoczyło się, a my byliśmy jeden krok dalej w życiu.
Eiwaz, energia świętego drzewa – drzewa świata, przybyło wkrótce. Był to nasz praprzodek we wszystkich wymiarach czasu, cis, który zmienia cały świat, świat, który sam w sobie jest drzewem, cichy w swoim środku; Eiwaz uczy nas powiązania pomiędzy górą a dołem, a także przekazuje nam, że jak na górze, tak i na dole.
Wraz z odwiedzinami Perthro rodzimy się na nowo, jako nowe, zmienione byty.
Nowy cykl zaczął się, znaleźliśmy w sobie energię Algiz, poczuliśmy jej prostą energię – która skierowała gałęzie do nieba, korzenie do Matki Ziemi.
Z gęstych chmur rozbłysło Sowilo, nasze słońce, które nam towarzyszy tam, gdzie zawsze jesteśmy i które świeci, gdy grube chmury zakrywają niebo.
Ale oto przychodzi Tiwaz, energia, która dąży do celu, włócznia Odyna, strzała, która leci do naszego celu, nakierowała nas na drogę do naszych celów.
Wtedy przyszło Berkana, wielka matka brzóz. Zatrzymała nas i przypomniała nam matczyną troskę i bezpieczeństwo, które jest nam potrzebne na naszej drodze.
Wreszcie znajdujemy obie zjednoczone w nas; to nowe uczucie rozlewa się w nas: To uczucie jest silne, rozluźniające i rytmiczne – olbrzymi koń przybywa, Ehwaz, siła wspólnoty – parskająca i stępująca siła konia przybywa do naszego lasu i oto wiemy, że przybył czas życia razem, działania razem i po prostu bycia razem – tym się trzeba rozkoszować.
Całkiem wolno, ale wytrwale, idzie Mannaz i znajdujemy w nas swoje przeciwieństwa – rozpoznajemy i rozumiemy ją. Chcemy ją wreszcie podjąć. Wreszcie rozumiemy to, co powiedział pewien wędrowiec dawno temu, gdy szedł przez nasz las i wziął od nas wiele: Ludzie przychodzą po koniach i ich największą trudnością jest rozpoznać te dwa życia w jednym.
Po tym przeżyciu płaczemy – są to łzy żałoby i radości, oczyszczająca woda naszej duszy nachyla się do okna, przez które sączy się światło – to Laguz przychodzi, siła wody, uczucia oczyszczenia i wiecznej zmiany.
Później nastał pewien czas spokoju w lesie. To czas Inguz, czas dojrzałości i ciszy, świadomości i poznania. Nasze dusze przetrawiają, przerabiają je – w ten sposób są bogatsze.
Ogień Dagaz wrócił nas znowu do życia, rozświetlił naszą drogę, która biegnie poprzez ekstrema, pomiędzy wiecznym złem i dobrem, ciemnością i światłem. Zaczynamy rozumieć szare wilki, które czasami przechodzą naszym lasem, które żyją w równowadze, zrównane.
Z tą wewnętrzną radością przychodzimy do Othala, do naszego domu duszy, naszej wspólnej ojczyzny, z której rozpoczęliśmy podróż – wielka radość rozlewa się w nas, od najgłębszych korzeni, poprzez pień aż do dalekich liści.