20.12.2023, 08:21
Wiele się mówi i głosi o szamanizmie. Sam ogromną ilość rzeczy na jego temat pisałem i mówiłem.
Bardzo mocno byłem pod wpływem bioenergoterapii, psychotroniki. Miałem też jakieś mocniejsze związki z Huną Serge'a Kahili Kinga.
Teraz wiem, że to wszystko jest mizerne.
Uczyłem się w szkole naturoterapii, psychotroniki i o niczym więcej nie miałem pojęcia. Ci bioenergoterapeuci wydawali mi się najwyżsi.
Podejście do tego zmieniło u mnie spotkanie z naukami Bön lamy Tenzina Wangyala Rinpocze, w 2010 roku, w Wildze pod Warszawą. Podczas uroczystego przekazu zacząłem widzieć, czyli zmysłowo postrzegać czakry i prany.
Niestety nie są one tęczowe. To jest coś innego, niż się nam zdaje.
Od tamtego czasu o wiele więcej poznałem. Nic tam nie jest naprawdę tak, jak uczą w bioenergoterapii.
Tacy bioenergoterapeuci, jak Ryszard Roman Ulman, Jerzy Strączyński, Roman Masłyk kompletnie nie wiedzą co się tam naprawdę dzieje. I to się odnosi praktycznie do wszystkich.
Do tego praktyki bioenergoterapii, oparte na fałszu, są naprawdę ogromnie niebezpieczne. Jak bardzo? To już jest temat na długą historię.
Nic takiego nie ma w prawdziwych szkołach szamańskich, nigdzie na świecie. Jest to, o czym uczy lama Tenzin Wangyal Rinpocze i inni lamowie Bön, nauczyciele: pięć pran żywiołów i różne sposoby ich wykorzystania.
W książce "Przebudzanie świętego ciała" Tenzina Wangyala Rinpocze jest to dostatecznie opisane czym jest pięć pran żywiołów, by mieć pewne pojęcie w temacie szamanizmu.
Niestety, że piszę niezgodnie z tym, co piszą niektóre osoby na tym forum, i co pisałem ja sam, ale takie są fakty.
Ze trzy lata temu sam byłem jeszcze dotknięty tęczowym szaleństwem, choć znałem już pięć pran. Myślałem, że one jakoś obok siebie występują. Nie zajmowałem się badaniem całego ciała pranicznego, a tylko pracowałem z kilkoma czakrami.
Teraz już jest inaczej. I dlatego, korzystając z prawa wolnej wypowiedzi, o tym tu piszę. Uważam to za ważne, by o tym poinformować. Ze względu na zainteresowania użytkowników Forumezo to dobre miejsce ku temu.
Byłoby dobrze to nawet gdzie się da rozgłosić. Żadna tradycja duchowa, historyczna, poznawcza, nawet naukowa nie stoi za bioenergoterapią, w odróżnieniu od Bön. Logiczne jest, że takie tradycje, jak Bön należy brać pod uwagę przede wszystkim w związku z wyjaśnianiem i rozwijaniem uzdrawiania, jasnowidzenia, telepatii, a nie coś tak wątpliwego i wątłego, wieloznacznego i nafaszerowanego fantazjami, jak psychotronika.
Nawet prawo to powinno nakazać, w trosce o dobro społeczne: badania nad np. Bön i stworzenie dopiero wtedy metod na rynek terapeutyczny, medyczny.
Tęczowych czakr nie ma w żadnej prawdziwej tradycji szamańskiej, jogicznej. Zostało to niedawno wymyślone i tak to trwa.
Od dawna mnie zastanawiało to, że coś w tym nie gra. W porównaniu z Bön to była jakaś ułuda. Ale tak mają na papierach państwowych dyplomów i egzaminów z bioenergoterapii i pokrewnych zawodów.
Największe autorytety w kraju to głoszą, jak Ulman i Strączyński.
Jest ponad czterdzieści tysięcy zarejestrowanych bioenergoterapeutów, ze trzy razy więcej licząc niezarejestrowanych zawodowo, a my nic nie wiemy ucząc się na jakimś kursie albo w jakiejś szkole.
I jeszcze państwowe uprawnienia, numer zawodowy.
Jest to niedobre i powinno się to skończyć. Odpowiednio duża i silna grupa ludzi może położyć temu kres.
Podejrzewam, że w Polsce jakieś osiemset tysięcy ludzi jest podłączonych do sieci wampirycznej, jaką tworzą bioenergoterapeuci nieustannie wypompowując trzy prany żywiołów: ziemię, ogień i przestrzeń, czyli żółtą, czerwoną i białą pranę, oraz dzieląc się nią z siecią, to wszystko podświadomie.
W Bön jest wiedza i należy ją wprowadzić w użytek, w badania przede wszystkim. I instytucje państwowe powinny się tym zająć, a nie Cechy Rzemiosł Najróżniejszych i Najdziwniejszych, które są, wbrew statutom, organizacjami finansowymi, dokładnie marketingowo-ekonomicznymi.
Naukowcy się powinni tym zająć, jeśli ma coś być wpuszczone na rynek, a nie prywaciarze. Troska o bezpieczeństwo jest dostatecznym powodem, a bioenergetyzowane są nawet niemowlęta, noworodki.
Taki ruch można stworzyć i zacząć działać: przeciw bioenergoterapeutom i podobnym.
Z nauki powinno płynąć rzemiosło medyczne, a nie z ludu.
Czym innym są osobiste usługi medycyny niekonwencjonalnej, gdzie ktoś podejmuje cywilną odpowiedzialność i jest to jasne, a czym innym powoływanie się na prawo i państwowe certyfikaty. Mówią tacy, że tam wszystko jest w porządku, jest wiarygodne, tyle, że nikt z naukowców nie potwierdził żadnego z ich twierdzeń.
Wiele lat w tym siedziałem, z jakimś zawodowym tytułem, naprawdę wiem co mówię.
Bioenergoterapeuci to niedobrzy ludzie i robią niedobre rzeczy dobrym ludziom.
Przydałoby się utworzyć stowarzyszenie i to wszystko wdrażać, o czym piszę. Jeśli ktoś jest chętny, niech zgłasza się do mnie na privie.
Mam kontakt z jednym z nauczycieli Bön i można się z nim konsultować i obalić ten bioenergodemonizm.
Skorzystamy na tym wszyscy. Także niejeden noworodek, niemowlak.
Ale to już tylko przy współpracy z urzędami państwowymi. Nawet z Prezydentem RP.
Tyczy się to nie tylko bioenergoterapii, ale wszystkiego innego, co wchodzi na rynek i chce pozyskiwać klientów snując pajęczynę bajki o swojej państwowości, naukowości, wiarygodności, jak duchowe uzdrawianie promowane przez Antoniego Przechrztę i wszystko inne, bez litości, w imię niemowląt, noworodków i prawdy.
Inne tradycje wschodnie też głoszą o pięciu pranach, tę samą naukę, nie tylko wschodnie zresztą. Nie jest to też to, co należy tylko do Bön. Mamy, po prostu, Bön w Polsce od kilkudziesięciu lat.
Można już zacząć działać, oddam swój czas na ten cel, w granicach rozsądku.
Bardzo mocno byłem pod wpływem bioenergoterapii, psychotroniki. Miałem też jakieś mocniejsze związki z Huną Serge'a Kahili Kinga.
Teraz wiem, że to wszystko jest mizerne.
Uczyłem się w szkole naturoterapii, psychotroniki i o niczym więcej nie miałem pojęcia. Ci bioenergoterapeuci wydawali mi się najwyżsi.
Podejście do tego zmieniło u mnie spotkanie z naukami Bön lamy Tenzina Wangyala Rinpocze, w 2010 roku, w Wildze pod Warszawą. Podczas uroczystego przekazu zacząłem widzieć, czyli zmysłowo postrzegać czakry i prany.
Niestety nie są one tęczowe. To jest coś innego, niż się nam zdaje.
Od tamtego czasu o wiele więcej poznałem. Nic tam nie jest naprawdę tak, jak uczą w bioenergoterapii.
Tacy bioenergoterapeuci, jak Ryszard Roman Ulman, Jerzy Strączyński, Roman Masłyk kompletnie nie wiedzą co się tam naprawdę dzieje. I to się odnosi praktycznie do wszystkich.
Do tego praktyki bioenergoterapii, oparte na fałszu, są naprawdę ogromnie niebezpieczne. Jak bardzo? To już jest temat na długą historię.
Nic takiego nie ma w prawdziwych szkołach szamańskich, nigdzie na świecie. Jest to, o czym uczy lama Tenzin Wangyal Rinpocze i inni lamowie Bön, nauczyciele: pięć pran żywiołów i różne sposoby ich wykorzystania.
W książce "Przebudzanie świętego ciała" Tenzina Wangyala Rinpocze jest to dostatecznie opisane czym jest pięć pran żywiołów, by mieć pewne pojęcie w temacie szamanizmu.
Niestety, że piszę niezgodnie z tym, co piszą niektóre osoby na tym forum, i co pisałem ja sam, ale takie są fakty.
Ze trzy lata temu sam byłem jeszcze dotknięty tęczowym szaleństwem, choć znałem już pięć pran. Myślałem, że one jakoś obok siebie występują. Nie zajmowałem się badaniem całego ciała pranicznego, a tylko pracowałem z kilkoma czakrami.
Teraz już jest inaczej. I dlatego, korzystając z prawa wolnej wypowiedzi, o tym tu piszę. Uważam to za ważne, by o tym poinformować. Ze względu na zainteresowania użytkowników Forumezo to dobre miejsce ku temu.
Byłoby dobrze to nawet gdzie się da rozgłosić. Żadna tradycja duchowa, historyczna, poznawcza, nawet naukowa nie stoi za bioenergoterapią, w odróżnieniu od Bön. Logiczne jest, że takie tradycje, jak Bön należy brać pod uwagę przede wszystkim w związku z wyjaśnianiem i rozwijaniem uzdrawiania, jasnowidzenia, telepatii, a nie coś tak wątpliwego i wątłego, wieloznacznego i nafaszerowanego fantazjami, jak psychotronika.
Nawet prawo to powinno nakazać, w trosce o dobro społeczne: badania nad np. Bön i stworzenie dopiero wtedy metod na rynek terapeutyczny, medyczny.
Tęczowych czakr nie ma w żadnej prawdziwej tradycji szamańskiej, jogicznej. Zostało to niedawno wymyślone i tak to trwa.
Od dawna mnie zastanawiało to, że coś w tym nie gra. W porównaniu z Bön to była jakaś ułuda. Ale tak mają na papierach państwowych dyplomów i egzaminów z bioenergoterapii i pokrewnych zawodów.
Największe autorytety w kraju to głoszą, jak Ulman i Strączyński.
Jest ponad czterdzieści tysięcy zarejestrowanych bioenergoterapeutów, ze trzy razy więcej licząc niezarejestrowanych zawodowo, a my nic nie wiemy ucząc się na jakimś kursie albo w jakiejś szkole.
I jeszcze państwowe uprawnienia, numer zawodowy.
Jest to niedobre i powinno się to skończyć. Odpowiednio duża i silna grupa ludzi może położyć temu kres.
Podejrzewam, że w Polsce jakieś osiemset tysięcy ludzi jest podłączonych do sieci wampirycznej, jaką tworzą bioenergoterapeuci nieustannie wypompowując trzy prany żywiołów: ziemię, ogień i przestrzeń, czyli żółtą, czerwoną i białą pranę, oraz dzieląc się nią z siecią, to wszystko podświadomie.
W Bön jest wiedza i należy ją wprowadzić w użytek, w badania przede wszystkim. I instytucje państwowe powinny się tym zająć, a nie Cechy Rzemiosł Najróżniejszych i Najdziwniejszych, które są, wbrew statutom, organizacjami finansowymi, dokładnie marketingowo-ekonomicznymi.
Naukowcy się powinni tym zająć, jeśli ma coś być wpuszczone na rynek, a nie prywaciarze. Troska o bezpieczeństwo jest dostatecznym powodem, a bioenergetyzowane są nawet niemowlęta, noworodki.
Taki ruch można stworzyć i zacząć działać: przeciw bioenergoterapeutom i podobnym.
Z nauki powinno płynąć rzemiosło medyczne, a nie z ludu.
Czym innym są osobiste usługi medycyny niekonwencjonalnej, gdzie ktoś podejmuje cywilną odpowiedzialność i jest to jasne, a czym innym powoływanie się na prawo i państwowe certyfikaty. Mówią tacy, że tam wszystko jest w porządku, jest wiarygodne, tyle, że nikt z naukowców nie potwierdził żadnego z ich twierdzeń.
Wiele lat w tym siedziałem, z jakimś zawodowym tytułem, naprawdę wiem co mówię.
Bioenergoterapeuci to niedobrzy ludzie i robią niedobre rzeczy dobrym ludziom.
Przydałoby się utworzyć stowarzyszenie i to wszystko wdrażać, o czym piszę. Jeśli ktoś jest chętny, niech zgłasza się do mnie na privie.
Mam kontakt z jednym z nauczycieli Bön i można się z nim konsultować i obalić ten bioenergodemonizm.
Skorzystamy na tym wszyscy. Także niejeden noworodek, niemowlak.
Ale to już tylko przy współpracy z urzędami państwowymi. Nawet z Prezydentem RP.
Tyczy się to nie tylko bioenergoterapii, ale wszystkiego innego, co wchodzi na rynek i chce pozyskiwać klientów snując pajęczynę bajki o swojej państwowości, naukowości, wiarygodności, jak duchowe uzdrawianie promowane przez Antoniego Przechrztę i wszystko inne, bez litości, w imię niemowląt, noworodków i prawdy.
Inne tradycje wschodnie też głoszą o pięciu pranach, tę samą naukę, nie tylko wschodnie zresztą. Nie jest to też to, co należy tylko do Bön. Mamy, po prostu, Bön w Polsce od kilkudziesięciu lat.
Można już zacząć działać, oddam swój czas na ten cel, w granicach rozsądku.