31.08.2015, 00:57
Wpadł mi w ręce wywiad z Panią Joanną Stawińską;
Barbara Pietkiewicz 28 kwietnia 2010
Czego szukamy zaglądając w karty
Taroterapeutka
Jeśli widzę, że nie ma w człowieku gotowości do przyjęcia złej wiadomości, tonuję ją albo nie wyjawiam - mówi Joanna Stawińska.
Barbara Pietkiewicz: – Tarocistka to zawód?
Joanna Stawińska: – Skończyłam lingwistykę stosowaną na Uniwersytecie Warszawskim, pracowałam w handlu zagranicznym, także jako tłumaczka kabinowa. Ale od 20 lat stawiam tarota.
Można się tego nauczyć?
Istotne jest to, kto się nim posługuje. Nie wszyscy, którzy znają znaczenie tych kart, potrafią odczytać ich przesłanie, nawet jeśli mają z tarotem do czynienia od lat. To umiejętność, którą się ma lub nie. I choć istnieją kursy i szkoły dla tarocistów, żadne dyplomy jej nie zastąpią. We właściwych rękach jest jak swoisty aparat rentgenowski prześwietlający człowieka, który zwrócił się do kart z pytaniem.
Można jakoś ustawić ten rentgen?
I tak pokazuje to, co chce. Karty układają się w nim czasem w zupełnie inną historię niż ta, z którą ktoś do mnie przyszedł. I okazuje się, że ta inna jest znacznie od tamtej ważniejsza, bo to ona zdecyduje o dalszym życiu.
I ten ktoś musi dać pierwszeństwo ważniejszej?
Tarot tym się różni od wróżenia, że pokazuje opcje. I konsekwencje związane z wyborami którejś z opcji. I warunki. Spełni się pani w życiu to i to, jeśli to i to na drodze do spełnienia pani wykona.
A jeśli człowiek wie, jakiego chce i pragnie dokonać wyboru, po co
do pani przychodzi?
Często potrzebuje potwierdzenia. Chce, żeby go ktoś klepnął w ramię: tak jest, rób to. Brałam już udział w decyzjach o prywatyzacji dużych zakładów państwowych, w decyzjach związanych z pracą w Sejmie, żeby wymienić tylko te, których by się pani nie domyśliła.
Dziennikarze też przychodzą?
Aktorzy i dziennikarze to grupy, które chyba najbardziej potrzebują wsparcia, choć publicznie nigdy się do tego nie przyznają.
Aż takie mimozy?
A tak, nerwy mają na wierzchu. Dziennikarze, głównie telewizyjni, przychodzą w niepewności, w strachu o nominacje, o wyjazdy, czy program się utrzyma, czy ktoś ich nie wygryzie, co ich czeka: powodzenie czy upadek? Aktorzy i dziennikarze mają podobne problemy.
Wywróżyła pani komuś upadek?
Oczywiście, ale oni nie chcą zwykle przyjąć tego do wiadomości. Prawie nikt nie chce. Potrzebuję od pani dobrej energii, mówią mi ludzie, wolę do pani niż do psychoterapeuty, który będzie mnie wypytywał na jakiejś cholernej kanapce o mamusię i tatusia, a ja chcę wiedzieć, co ze mną będzie dalej. Ludzie nie chcą słyszeć złych informacji. Chcą, żeby tarocista był kimś z bajki, kto obwieszcza, że wszystko dobrze się ułoży, a oni będą żyli długo i szczęśliwie.
I pani te złe wiadomości przemilcza?
Chodzi o to, żeby seans tarota dał na nie nie tylko odpowiedź, ale i wsparcie. Nie każdy jest w stanie udźwignąć prawdę i nikt, kto się ceni w tym ezoterycznym świecie, a do takich osób mogę siebie zaliczyć, nie będzie na siłę udowadniać swojej nieomylności zawodowej. Dlatego jeśli widzę, że nie ma w człowieku gotowości do przyjęcia złej wiadomości, tonuję ją albo nie wyjawiam.
A prócz rozterek zawodowych
co ludzi do pani sprowadza?
Miłość. Przychodzą ci, którzy jej szukają. W przeważającej liczbie mężatki.
Co?
Dobrze pani słyszy. Są samotne w małżeństwie, mają poczucie przemijania, starzenia się ciała. Nie czują się potrzebne, atrakcyjne. Trwają w beznadziei. Mają wszystko i nie mają niczego.
A jest na to jakieś antidotum?
Podwójne życie na przykład. Prowadzi je zdumiewająco dużo ludzi. Przychodzi do mnie jedna osoba, a często mam do czynienia z czterema osobami w związku, mąż ma kogoś i żona ma kogoś.
Przychodzą targani wyrzutami sumienia?
Raczej, żeby usłyszeć, że to, co im się przydarzyło, będzie nadal trwało. Że mają szansę na kawałek powrotu do młodości. Wchodzą w romans, bo chcą od kogoś potwierdzenia, że są wyjątkowi. I często naprawdę są. Rozmawiamy sobie przy kartach, w jakich są układach, jakie są relacje z żonami. Mogą podzielić się sekretem. Zakochani mają taką potrzebę, a w ich przypadku nie mogą o tym mówić wszem i wobec.
<!-- m --><a class="postlink" target="_blank" href="https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1505148,1,czego-szukamy-zagladajac-w-karty.read">https://www.polityka.pl/tygodnikpolityk ... karty.read</a><!-- m -->
Barbara Pietkiewicz 28 kwietnia 2010
Czego szukamy zaglądając w karty
Taroterapeutka
Jeśli widzę, że nie ma w człowieku gotowości do przyjęcia złej wiadomości, tonuję ją albo nie wyjawiam - mówi Joanna Stawińska.
Barbara Pietkiewicz: – Tarocistka to zawód?
Joanna Stawińska: – Skończyłam lingwistykę stosowaną na Uniwersytecie Warszawskim, pracowałam w handlu zagranicznym, także jako tłumaczka kabinowa. Ale od 20 lat stawiam tarota.
Można się tego nauczyć?
Istotne jest to, kto się nim posługuje. Nie wszyscy, którzy znają znaczenie tych kart, potrafią odczytać ich przesłanie, nawet jeśli mają z tarotem do czynienia od lat. To umiejętność, którą się ma lub nie. I choć istnieją kursy i szkoły dla tarocistów, żadne dyplomy jej nie zastąpią. We właściwych rękach jest jak swoisty aparat rentgenowski prześwietlający człowieka, który zwrócił się do kart z pytaniem.
Można jakoś ustawić ten rentgen?
I tak pokazuje to, co chce. Karty układają się w nim czasem w zupełnie inną historię niż ta, z którą ktoś do mnie przyszedł. I okazuje się, że ta inna jest znacznie od tamtej ważniejsza, bo to ona zdecyduje o dalszym życiu.
I ten ktoś musi dać pierwszeństwo ważniejszej?
Tarot tym się różni od wróżenia, że pokazuje opcje. I konsekwencje związane z wyborami którejś z opcji. I warunki. Spełni się pani w życiu to i to, jeśli to i to na drodze do spełnienia pani wykona.
A jeśli człowiek wie, jakiego chce i pragnie dokonać wyboru, po co
do pani przychodzi?
Często potrzebuje potwierdzenia. Chce, żeby go ktoś klepnął w ramię: tak jest, rób to. Brałam już udział w decyzjach o prywatyzacji dużych zakładów państwowych, w decyzjach związanych z pracą w Sejmie, żeby wymienić tylko te, których by się pani nie domyśliła.
Dziennikarze też przychodzą?
Aktorzy i dziennikarze to grupy, które chyba najbardziej potrzebują wsparcia, choć publicznie nigdy się do tego nie przyznają.
Aż takie mimozy?
A tak, nerwy mają na wierzchu. Dziennikarze, głównie telewizyjni, przychodzą w niepewności, w strachu o nominacje, o wyjazdy, czy program się utrzyma, czy ktoś ich nie wygryzie, co ich czeka: powodzenie czy upadek? Aktorzy i dziennikarze mają podobne problemy.
Wywróżyła pani komuś upadek?
Oczywiście, ale oni nie chcą zwykle przyjąć tego do wiadomości. Prawie nikt nie chce. Potrzebuję od pani dobrej energii, mówią mi ludzie, wolę do pani niż do psychoterapeuty, który będzie mnie wypytywał na jakiejś cholernej kanapce o mamusię i tatusia, a ja chcę wiedzieć, co ze mną będzie dalej. Ludzie nie chcą słyszeć złych informacji. Chcą, żeby tarocista był kimś z bajki, kto obwieszcza, że wszystko dobrze się ułoży, a oni będą żyli długo i szczęśliwie.
I pani te złe wiadomości przemilcza?
Chodzi o to, żeby seans tarota dał na nie nie tylko odpowiedź, ale i wsparcie. Nie każdy jest w stanie udźwignąć prawdę i nikt, kto się ceni w tym ezoterycznym świecie, a do takich osób mogę siebie zaliczyć, nie będzie na siłę udowadniać swojej nieomylności zawodowej. Dlatego jeśli widzę, że nie ma w człowieku gotowości do przyjęcia złej wiadomości, tonuję ją albo nie wyjawiam.
A prócz rozterek zawodowych
co ludzi do pani sprowadza?
Miłość. Przychodzą ci, którzy jej szukają. W przeważającej liczbie mężatki.
Co?
Dobrze pani słyszy. Są samotne w małżeństwie, mają poczucie przemijania, starzenia się ciała. Nie czują się potrzebne, atrakcyjne. Trwają w beznadziei. Mają wszystko i nie mają niczego.
A jest na to jakieś antidotum?
Podwójne życie na przykład. Prowadzi je zdumiewająco dużo ludzi. Przychodzi do mnie jedna osoba, a często mam do czynienia z czterema osobami w związku, mąż ma kogoś i żona ma kogoś.
Przychodzą targani wyrzutami sumienia?
Raczej, żeby usłyszeć, że to, co im się przydarzyło, będzie nadal trwało. Że mają szansę na kawałek powrotu do młodości. Wchodzą w romans, bo chcą od kogoś potwierdzenia, że są wyjątkowi. I często naprawdę są. Rozmawiamy sobie przy kartach, w jakich są układach, jakie są relacje z żonami. Mogą podzielić się sekretem. Zakochani mają taką potrzebę, a w ich przypadku nie mogą o tym mówić wszem i wobec.
<!-- m --><a class="postlink" target="_blank" href="https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1505148,1,czego-szukamy-zagladajac-w-karty.read">https://www.polityka.pl/tygodnikpolityk ... karty.read</a><!-- m -->