Forumezo.pl - Forum ezoteryczne i magiczne
O Owczarzu i klejnotach królowej Bony - Wersja do druku

+- Forumezo.pl - Forum ezoteryczne i magiczne (https://www.forumezo.pl)
+-- Dział: MAGIA CZAROSTWO (https://www.forumezo.pl/forumdisplay.php?fid=47)
+--- Dział: Tradycja i Obyczaje - Magia Nie Tylko Ludowa (https://www.forumezo.pl/forumdisplay.php?fid=228)
+---- Dział: Legendy Baśnie (https://www.forumezo.pl/forumdisplay.php?fid=229)
+---- Wątek: O Owczarzu i klejnotach królowej Bony (/showthread.php?tid=9344)



O Owczarzu i klejnotach królowej Bony - Elżbieta - 09.09.2014

Kiedy król Zygmunt II August, ostatni z Jagiellonów, wstąpił w roku 1548 na tron, sytuacja w kołach dworskich była już trudna do opanowania i pogarszała się systematycznie. Kupczenie godnościami, szatańskie intrygi i trucie dworzan mogło doprowadzić do obłędu. Wreszcie monarcha zmuszony został nakazać matce opuszczenie Polski.
Stara i zgrzybiała już Bona Sworza cierpiała na sklerozę. Zatrudnić musiała pisarzy i rachmistrzów dla likwidacji swych prywatnych interesów na terenie kraju. W pierwszej kolejności należało pościągać wszelkie należności znajdujące się w rękach dłużników, a tych bylo wielu.
Zygmunt August dla szybkiego oczyszczenia atmosfery dworskiej wykorzystał obowiązujące prawo i wywiózł matkę w roku 1554 do Chęcin, gdzie pozwolił jej spokojnie zamykać problemy finansowe. Bona wraz ze swą świtą pozostawać tam miała na własnym rozrachunku i nie obciążać dalej szkatuły królewskiej. Trzeba bowiem wiedzieć, że starostwo chęcińskie stanowiło jednostkę przeznaczoną na uposażenie wdów królewskich i wszystkie pochodzące stamtąd dochody należały w tym przypadku do Bony.
Staruszka mieszkała w zamku, powierzyła ster swych spraw biegłemu Włochowi Braccacio i ten skutecznie ściągał wszelkiego rodzaju spłaty dla swej pani, dostarczane w brzęczącej monecie oraz we wszelkiego rodzaju kosztownościach.
Wówczas zdarzyło się, iż jeden z dziedziców nie dysponujących aktualnie wymaganą gotówką, oddać musiał pod presją sądu skarb rodzinny niezmiernej wartości, zdobyty niegdyś na Turkach. Skarb znalazł się w okutym kufrze, a składał z naszyjników, drogich kamieni oraz cennej wschodniej biżuterii. Kufer zabrany przez zbrojnych ludzi królowej Bony powędrował do zamkowego lochu.
Legenda mówi, że loch taki wykuty był w skale i łączył piwnice zamkowe z kryptą kościoła parafialnego. Niektórzy dodają, że ściany lochu wyłożone były zielonymi płytkami malachitu, pochodzącego z pobliskiej Miedzianki. Odgruzowanie mieszkalnej części zamku i prace badawcze profesora B. Guerquina w 1961 roku ujawniły, że lochów żadnych nie ma. Malachit z Miedzianki nie jest dekoracyjny i będąc porowaty nie przyjmuje poleru, a tym samym nie nadaje się do wykładzin w budownictwie. Nigdy nie było tu warsztatów korzystających z tej cennej skądinąd rudy miedzi.
Wróćmy do skarbu. Dziedzic oddając kosztowności przeklął je i stało się, iż nawiązane na sznury rubiny, topazy, szmaragdy i perły zaczęły blednąć, matowiały i traciły swój blask.
Zaniepokojony tym Braccacio powiadomił królową Bonę. Kufer z kosztownościami przydźwigano do komnat zamkowych. Kamienie wycierano szmatkami i ogrzewano susząc na słońcu. Nie pomogło. Odniesiono skarb do lochu i trwała debata jak uratować marniejący w oczach skarb.
Wreszcie jeden z miejscowych urzędników dał propozycję. Opodal Chęcin w królewskiej wiosce Gałęzice, mieszka owczarz, będący biegłym znachorem. Być może potrafi on za odpowiednim wynagrodzeniem uzdrowić umierające kamienie. Gdy został bardzo życzliwie wprowadzony na zamek, obejrzał wnikliwie zawartość kufra, chwilę podumał i przy zamkniętych drzwiach zapoznał Bonę i Włocha Braccacio z warunkami, których należy dopełnić. Królowa zgodziła się.
Znachorowi dostarczono wiejską dziewczynę, hożą, rumianą na gębie, bo takiej, dobrze ukrwionej zażyczył sobie. W milczeniu zaprowadził ją do lochu, kazał wystraszonej rozebrać się do naga, przypiął łańcuchem do haka w murze i przy świetle lampy oliwnej podsunął otwarty kufer z kamieniami. Zabronił omdlałej prawie z przerażenia poruszać się, usiadł opodal na stołku, zgasił lampkę i czekał.
Po niedługim czasie w ciemności dobiegł z kufra złowrogi chrzęst. Dziewczyna drżała z zimna. Sznury drogich kamieni za sprawą znachorskiej magicznej siły zaczęły, jak żywe węże, wysuwać się z kufra. Wędrowały po posadzce i zbliżały się do nieszczęsnej. Potem po jej nogach i udach zbliżały się ku górze, owijając ciało lodowatym, martwym uściskiem. W tej pozycji nieruchomiały. Trwało to długo, może całą noc...
Wreszcie naszyjniki rozluźniły splot i zaczęły zsuwać się na ziemię, aby wrócić do skrzyni. Wtedy znachor zakrzesał na hubce ogień i zapalił lampkę. Podszedł, wytarł kawałkiem szmaty pobladłe i wyssane z krwi ciało dziewczyny, usuwając drobne purpurowe kropelki, a następnie odwiązał swą ofiarę, pozwolił się odziać i zaprowadził do kuchni, aby otrzymała syty, gorący posiłek.
Dziewczynę zamknięto w osobnej komnacie i karmiono jak tuczone prosię, a znachor codziennie przychodził i szli razem do lochu. Po tygodniu kamienie odzyskały swój blask i żywy kolor. Królowa Bona i owczarz byli zadowoleni. Pani odpisała rodzinie dziewczyny dwie morgi gruntu koło wsi Polichno i życzyła dzierlatce szybkiego, udanego zamążpójścia.
Nadszedł czas wyjazdu Bony. Jej skromny posag wynosił co prawda zaledwie dziesięć tysięcy złotych reńskich, ale kosztowności zgromadzone w zamku chęcińskim szacowano na półtora miliona dukatów. Starosta ostrołęcki Wilga podjął się konwojować Bonę do granic Polski na Dolnym Śląsku. Skarby załadowano na dwadzieścia cztery wozy, do których ciągnięcia użyto stu czterdziestu koni. Na Białej Nidzie wybudowano specjalny most, ale podanie mówi, że załamał się on pod pierwszym wozem i stąd nazwa powstałej tam później wioski Mosty. Wioska istnieje dotąd.
Ponieważ słusznie spodziewano się napadu rozbuchanej szlachty na konwój, przeto do Wilgi dołączył się w eskorcie ówczesny starosta Chęcin pan Dembiński ze swym zbrojnym oddziałem. Bona szczęśliwie dojechała do swych posiadłości włoskich.
Po latach doszły wieści, że skarb swój ukryła częściowo w piwnicach zamku w Bari, a część pożyczyła królowi hiszpańskiemu Filipowi II. Suma ta, wynosząca czterysta trzydzieści tysięcy dukatów, nie została nigdy Bonie zwrócona i przeszła do historii, nosząc dziś miano przysłowiowe "sum neapolitallskich".

<!-- m --><a class="postlink" target="_blank" href="http://www.checiny.pl/asp/pl_start.asp?typ=13&sub=169&menu=169&strona=1">http://www.checiny.pl/asp/pl_start.asp? ... 9&strona=1</a><!-- m -->