Forumezo.pl - Forum ezoteryczne i magiczne
Weźmisz czarno kure... - Wersja do druku

+- Forumezo.pl - Forum ezoteryczne i magiczne (https://www.forumezo.pl)
+-- Dział: EZOTERYCZNIE (https://www.forumezo.pl/forumdisplay.php?fid=274)
+--- Dział: Literatura polecana i niepolecana (https://www.forumezo.pl/forumdisplay.php?fid=4)
+---- Dział: Polecane i niepolecane (https://www.forumezo.pl/forumdisplay.php?fid=5)
+----- Dział: Magia czarostwo wicca (https://www.forumezo.pl/forumdisplay.php?fid=211)
+----- Wątek: Weźmisz czarno kure... (/showthread.php?tid=13121)

Strony: 1 2


Weźmisz czarno kure... - Elżbieta - 08.05.2018

"Jak Księżyc przejdzie pomiędzy zamkowe wieże, będziecie wiedzieć, że to właśnie ta pora.O północku, ale pamiętajcie, że tylko o północku macie złapać kurę.Nie może to być jakaś taka sobie kura...
Musi być czarna jak noc. Nie może mieć żadnego białego piórka, nawet na czubku głowy. Oderżnijcie jej łeb.Ino uważajcie, żeby żadna kropla ( krwi) nie spadła na ziemię. Rano dacie tę kurę żonie i każcie jej ugotować rosół.....

Kto dopisze cdn  :03777:


Zabić czarną kurę - Ankol18 - 09.05.2018

"...żadna kość z tej kury nie może być dana psu, tylko każdziutką najprzód trzeba dokładnie obgryźć, a potem pod gruszą zakopać. Inaczej rosół całą moc utraci. Jak rosół wypijecie, potrzeba będzie ubić jeszcze jedną kurę. Ino uważajcie, żeby to nie było w piątek, bo wtedy nie będzie ważne. Z onej kury kości należy w piecu spalić, a popiół wysypać, kiedy będzie wiał wiatr południowy. Jak będziecie go wysypywać, trza splunąć po trzy razy przez lewe ramię, a choroba zabierze się i pójdzie precz. Zapamiętaliście? Powtórzta!... Teraz najważniejsze: rosół będziecie pić trzy razy dziennie. Rano jeden talerz, w obiadową porę dwa talerze, a na wieczór czwarty talerz. Żadna kropelka nie może w misce ostać, bo nieważne. Powtórzcie! Dziwny skutek w niedzielę uznacie...". (...)

Mowa oczywiście o książce "Zabić czarną kurę. Czarownicy, znachorzy, lekarze". Ktoś z forumowiczów czytał? :wink:


Zabić czarną kurę - Gren - 10.05.2018

Czytałem ;P a Ty Ankol czytałaś, czy tylko ten akapit udało się znaleźć w necie :tomato:

[Obrazek: 352x500.jpg]

Ciekawa pozycja, porusza tematy związane z medycyną znachorów, zielarzy i głupotą ludzką.To taka książeczka, która przedstawia ewolucję medycyny.
Może za parę setek lat z obecnych metod leczenia też będzie można się pośmiać.


Re: Zabić czarną kurę - Ankol18 - 10.05.2018

Magus napisał(a):Czytałem ;P a Ty Ankol czytałaś, czy tylko ten akapit udało się znaleźć w necie :tomato:
Przeczytałam fragment dodany przez Elie i zaintrygowało mnie co dalej z tą kurą należy uczynić, więc poszukałam i się dowiedziałam ;P Książki nie czytałam, jedynie recenzje i stąd mniemam, że dość ciekawe treści ona zawiera.

Magus napisał(a):Ciekawa pozycja, porusza tematy związane z medycyną znachorów, zielarzy i głupotą ludzką.To taka książeczka, która przedstawia ewolucję medycyny.
Może za parę setek lat z obecnych metod leczenia też będzie można się pośmiać.
Dawniej narzędzia medyczne były dość skromne, lekarze starali się jak mogli leczyć ludzi, wykorzystując wszystko co wiedzą i wszystko co mają. Jednakże wielu ludzi korzystało z usług znachorów, zielarzy... Dziś medycyna znacznie się rozwinęła, ale co niektórzy dalej chodzą do znachorów.


Re: Zabić czarną kurę - Hera - 11.05.2018

Dawniej trudno było o lekarza choroby leczono u zielarzy,  a oni  wbrew  pozorom byli bardziej wiarygodni niż obecni zielarze, a nawet niektórzy lekarze. Mało jest teraz lekarzy  z prawdziwego powołania.


Re: Zabić czarną kurę - Brigit - 24.05.2018

Dołożę swoją cegiełkę - fragment z książki "Zabić czarną kurę" Cool

"Była sobie śliczna królowa. Wraz ze swoim małżonkiem mieszkała w kryształowym pałacu, w państwie mlekiem i miodem płynącym. Nic nie mąciło ich szczęścia, aż tu nagle piękna królowa zachorowała na tajemniczą chorobę. Nadworny medyk i wszyscy lekarze w kraju dobrze znali złośliwość tej febry i nadaremnie poszukiwali skutecznego medykamentu. Mędrcy na próżno łamali swoje uczone głowy - nie mogły jej pomóc ani sproszkowane drogie kamienie, ani zioła. Kiedy straciły swoją moc najbardziej wyszukane lekarstwa, doszli do wniosku, że królową musiał ktoś zaczarować. Dzień po dniu dostojnym ciałem trzęsła febra.
Król wyrywał sobie włosy z głowy, dworzanie chodzili smutni i zdawać by się mogło, że tylko gorące modły uratują nieszczęśnicę od niechybnej śmierci. Aż tu nagle... do pałacu przybył ubogi wieśniak i poprosił o audiencję. Dopuszczony przed oblicze władcy wręczył węzełek z ciemnym proszkiem i zapewnił, że już po jednym użyciu substancji królowa poczuje się lepiej, a kiedy zje wszystko - wyzdrowieje.
Tfe ! Takie paskudztwo - powiedzieli dworzanie i potakiwali z dezaprobatą głowami, ale nikt nie mógł już niczego lepszego zaproponować. Królowa zjadła lekarstwo i zdarzył się cud.
Pomogła jej zwykła kora! Żyła jeszcze długo i szczęśliwie, a lekarstwo przechowywano w złotym pudełku
".


Re: Zabić czarną kurę - walkiria - 26.05.2018

Mam tę książkę od wielu lat. Autorka stara się w racjonalny sposób wyjaśnić zjawisko działania magi, czarów, uroków na całym świecie..

" Wśród australijskich tubylców, skądinąd bardzo sympatycznych poszukiwaczy zaginionych tropów, dzieci stepu, istniało i istnieje bardzo niemiłe zjawisko; śmierć z powodu rzucenia uroku.
Czarownik, kiedy któryś z jego współobywateli mu podpadł, wyciągał ze skromnego dobytku zaostrzoną kość i obwieszczał delikwentowi, ze umrze za, na przykład, pięć dni. Wypowiadając słowa zaklęcia, kierował gnat w stronę antagonisty, nawet go nie dotykając. Zapewne każdy Europejczyk wzruszyłby ramionami, zapominając wkrótce o całym zdarzeniu, natomiast rdzenny Australijczyk umierał. Nie było wyjątków. Czasami czarownik miał litościwe serce i wyrok odwoływał, niekiedy w ostatniej chwili.
Lekarze w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych próbowali pomóc takim nieszczęśnikom. Umieszczano ich na salach reanimacyjnych, ale w momencie zatrzymania krążenia, pomimo wszelkich wysiłków, w, w obecności specjalistycznej aparatury i doświadczonego zespołu lekarskiego, chorzy umierali. Uratować mogło ich jedynie odwołanie przez czarownika uroku.
W trakcie sekcji okazywało się, ze ofiary nakierowanej kości umierały na niewydolność krążenia.
Dlaczego ? " :037:


Re: Zabić czarną kurę - Gren - 28.05.2018

Cytat:W trakcie sekcji okazywało się, ze ofiary nakierowanej kości umierały na niewydolność krążenia.
Dlaczego ? " :037:

Klątwy w które autorka książki nie wierzy. Stara się wszystko racjonalizować. Tak se ne da.


RE: Zabić czarną kurę - Elżbieta - 09.05.2020

[Obrazek: 352x500.jpg]
Książka autorstwa A. Pilipiuka, jest  też w formie pdf - https://www.gandalf.com.pl/files/products/texts/241902.pdf
Można przeczytać całość. Jest w niej wzmianka o czarnej kurze Smile


Cytat:Jakub Wędrowycz stał, wpatru‑ jąc się ponuro w swoją niedoszłą plantację malin na Białej Górze. Pole dobrane było idealnie. Połu‑ dniowa ekspozycja, solidnie zasi‑ lone obornikiem. Wąskie i długie. A jaki piękny był z niego widok. Wzrok właściciela mógł się swobodnie ślizgać po całej dolinie. Na lewo widać było wysadzaną drzewami dro‑ gę do Huty, dalej majaczyła kapliczka stojąca na rozstaj‑ nych drogach. Przed nim, w dole, leżały Wojsławice. Wy‑ raźnie dostrzegał białą sylwetkę kościoła i dach byłego ratusza. Za wsią znajdował się masyw Mamczynej Góry oraz Zamczyska i tylko źle dobrany punkt obserwacji utrud‑ niał dostrzeżenie wielkiej piaskowni. Na prawo, na linii horyzontu, widać było kirkut i pagórki, za którymi leża‑ ła Tróścianka. Jeszcze dalej majaczył Witoldów, a kępa drzew wyznaczała położenie jego rodzinnego Starego Majdanu. Daleko. Prawie osiemnaście kilometrów.

Za plecami Jakuba wznosił się niewielki pagórek, a dalej był las poprzecinany licznymi parowami. W le‑ sie znajdował się cmentarz z pierwszej wojny światowej. A tu była jego plantacja. Jego niedoszła plantacja. Dzie‑ sięć arów malin wgniecionych w ziemię kołami kombaj‑ nu, który przejechał tędy co najmniej cztery razy. Owoce opadły w większości na ziemię. Niektóre krzaczki unik‑ nęły losu swoich braci, lecz niewiele ich zostało. – Podłość ludzka nie zna granic – powiedział w prze‑ strzeń. Jego nieletni syn Marek podniósł się z ziemi, gdzie badał ślady. – Maliny zebrali najpierw z grubsza do wiader, a póź‑ niej pojeździli kombajnem. Sądzę, że nie po to, aby ukryć ślady, ale to jedyna droga tędy. – Droga!? – Przepraszam, tato. Miałem na myśli, że to jedyny równy kawałek pola. Ten bydlak nie mógł przejechać pol‑ ną drogą obok, bo ryzykowałby zerwanie bębna. Pojechał na skróty. Idziemy na milicję? – Nie. Weźmiemy zemstę we własne ręce. Na skraju pagórków, od strony lasu, pojawił się Józef Paczenko siedzący na swojej klaczce. Po chwili podje‑ chał do nich. – Ślady ciągną się aż do pola Jopka, które jest ślicznie skoszone. Podobnie jak dwa sąsiednie. W jeden dzień na pewno nie dał rady. Musiał tu szaleć co najmniej trzy dni. – Cholera, i nikt mnie nie zawiadomił – zdenerwował się Jakub. – Żeby ich tak diabli wzięli. Jak im jestem po‑ trzebny, to jak sarenki do wodopoju, a tak to kamieniami. Rzucają kłody pod nogi. Na każdym kroku.

– Nu, nie denerwuj się. W gminie są dwa kombajny. A to myślę, że była „Vistula” Ścierskiego. Job jeho matery! – A to świnia. Świnia, co kiedyś był kolegą. – Nu, i co ty będziesz robił? – Zajdziem go we dwóch i przetrzepiem mu gnaty. Ja na milicję chodzić nie będę. – Za dobrze cię tam znają. Choroszo. Pójdziem we dwóch, przetrzepiem mu skórę i co z tego wyjdzie? Obi‑ jem gówno, a będziem odpowiadać jak za człowieka. Je‑ śli chcesz, to oczywiście ja zawsze z tobą. – Ty, Józef, boisz się sprać jednego faceta? A pamię‑ tasz, jak we wojnę szlachtowaliśmy szwabów jak wiep‑ rzki? – Wojna to co innego. Lepiej będzie zrobić mu jakieś subtelne kuku. – Kuku? Subtelne... Naraz Jakub urwał tknięty nagłą myślą. Twarz jego rozjaśnił szczery, szeroki słowiański uśmiech. – Jak subtelnie? – zapytał. – Co miałeś na myśli? – Podpalimy mu stóg albo i stodołę. – Równie dobrze mógłbym się pod tym podpisać! Wiesz, kogo gliny będą podejrzewać w pierwszej kolejno‑ ści? Mnie. Nie zapominaj, ile czasu siedziałem za ukra‑ ińską partyzantkę. Ale z tą subtelnością to miałeś dobry pomysł. Masz trochę bimbru? Tego mocnego? – Dla ciebie zawsze. Ile ci trzeba? – Dziesięć litriw! – Dużo, ale znajdzie się. Wpadnij do mnie wieczor‑ kiem. Po dojeniu. Pożegnali się i Józef pojechał na swojej klaczce w do‑ linę. Jakub z Markiem obserwowali go przez chwilę
– Dlaczego nigdy nie używa siodła? – Sam go zapytaj. Konie go lubią. Zresztą jego ociec Anzelm też był dziwny. Ważne, że odleje mi spirytu. – Po co ci aż dziesięć litrów? – Zobaczysz. Subtelnie. Zemsta musi być subtelna. Roześmiał się ponurym rechotem, którego nauczył się w więzieniu od najbardziej zatwardziałych krymina‑ listów. Sto metrów dalej poderwało się stadko kuropatw spłoszonych tym dziwnym dźwiękiem. Koń zastrzygł niespokojnie uszami, choć powinien już przywyknąć. Wsiedli na wóz i pojechali do domu. Gdy tego wieczoru Jakub zaszedł do zagrody Paczen‑ ków, dobiegało właśnie końca dojenie. W oborze pano‑ wał dziwny niepokój. Koń przestępował z nogi na nogę, to znów uspokajał się. – Co z nim? – zapytał Józefa. – A nerwowy trochę. Siadaj i poczekaj, już kończę. Pociągnął jeszcze kilka razy strzyki i klepnął kro‑ wę w zad. Zdjął z wiadra gazę, wycisnął pianę do nie‑ wielkiego kubka. Następnie przeszedł z nim w kąt obory, gdzie wlał jego zawartość do niklowanej rurki sterczą‑ cej z polepy. – Na co to robisz? – zdziwił się Jakub, który pochle‑ biał sobie znać wszystkie miejscowe zabobony. – Jak by to powiedzieć, dla kotów w piwnicy. Bidne głodne kotki. – Masz piwnicę pod oborą?



RE: Weźmisz czarno kure... - wuzetka - 09.05.2020

W naszej kulturze chodziło o krew z czarnej kury. W Indonezji zjedzenie mięsa czarnej kury uważa się za zwiastun dobrobytu i pomyślności.
Czarna kura, czarne kości i mięso Ayam Cemani to bardzo rzadka rasa kur, pochodzących z Indonezji. Ayam językowo oznacza „kurczak", a „Cemani” po jawajsku „całkowicie czarny".

[Obrazek: y03Sdjc.jpg]

[Obrazek: uid_3fdf911cbdaabe2940ccacd032c405281410...ht_515.jpg]