Forumezo.pl - Forum ezoteryczne i magiczne
Nie tylko góralskie czary - Wersja do druku

+- Forumezo.pl - Forum ezoteryczne i magiczne (https://www.forumezo.pl)
+-- Dział: MAGIA CZAROSTWO (https://www.forumezo.pl/forumdisplay.php?fid=47)
+--- Dział: Tradycja i Obyczaje - Magia Nie Tylko Ludowa (https://www.forumezo.pl/forumdisplay.php?fid=228)
+---- Dział: Przesądy zabobony czy magia (https://www.forumezo.pl/forumdisplay.php?fid=230)
+---- Wątek: Nie tylko góralskie czary (/showthread.php?tid=11302)



Nie tylko góralskie czary - Rea - 16.08.2015

Grudzień miał dla górali wyjątkowe znaczenie, bo właśnie w tym miesiącu wypadało kilka ważnych dni. W dniu św. Łucji (również w wigilię tego dnia) wzrastała magiczna moc czarownic. To wtedy rzucały one najwięcej czarów i uroków. To data corocznego zlotu czarownic, np. na Babiej Górze.
Wigilia Bożego Narodzenia to czas wróżenia i przepowiadania przyszłości oraz pogody. To również czas działania czarów, za sprawą których dało się zobaczyć skarby ukryte w górach, zdobyć bogactwo, uchronić przed chorobą i nieszczęściami w nowym roku.

Sprowadzaniem i zażegnywaniem deszczu zajmowali się zaklinacze pogody (carownicy i płanety). W polskich Karpatach wierzono, że w niedostępnych górskich ostępach znajdują się źródła-studzienki. Dzięki nim podczas suszy można wywołać spore opady deszczu.

Doskonałym sposobem sprowadzania opadów było podpalanie mrowiska. Innym sposobem było pławienie w wodzie miejscowej czarownicy. Podobno jeszcze w 1840 roku powszechnie czyniono tak w Czchowie nad Dunajcem.

Deszcz można było zażegnać. We wsiach leżących u północnych podnóży Babiej Góry i na Spiszu zaklinacze pogody przez trzy dni przebywali w samotności, bez snu, poszcząc. W okolicach Suchej Beskidzkiej przy zapalonej gromnicy przez dwie godziny odmawiano bez świadków specjalną modlitwę, którą nazywano psalmem. Należało recytować ją bez przerwy, tak aby w wyznaczonym czasie wypowiedzieć psalm 30 razy. Zabieg powtarzano przez trzy kolejne dni o tej samej porze, a czwartego lub piątego dnia deszcz przestawał padać.

Aby odpędzić burzę, górale wystawiali przed dom łopatę używaną do wkładania chleba do pieca. W Beskidach Zachodnich w tym celu wynoszono również bronę obróconą zębami ku górze, aby burzowe chmury podarły się na nich. Innym zabiegiem było wyrzucanie przez okno siekiery, aby przecięła chmury burzowe, a w oknie domu umieszczano gromnicę. Na Podhalu wierzono, że dopiero siedmiokrotnie poświęcona świeca może być używana do tego celu. W okno wstawiano święty obraz, a w piecu palono święcone zioła, aby dym chronił dom przed nawałnicą.


W czasie nawałnicy gospodarz stawał z gromnicą i obrazem w drzwiach domu bądź trzykrotnie obchodził z nimi zagrodę. Okadzano dom z fajerką wyjętą z pieca, na której paliły się święcone zioła. Najskuteczniejszy był dym z rozchodnika.

Grad i burza często niszczyły uprawy. Aby temu przeciwdziałać, górale z Karpat Zachodnich oborywali pola. Najważniejsze, aby dokonywali tego bracia bliźniacy pługiem ciągniętym przez dwa bliźniacze byki. Wierzono, że takie zdwojone działanie uszczelnia granicę światów.

Żeby ochronić dom przed burzą w rejonie Babiej Góry, w Niedzielę Palmową - po przyjściu z sumy - trzy razy obchodzono dom. Niesiono trochę błota pozbieranego w pobliżu kościoła, a następnie smarowano nim węgły. Na Podhalu wynoszono przed dom stół zrobiony bez użycia gwoździ, święcony 6 stycznia (Trzech Króli), a na nim stawiano święty obraz.

Do rozpędzenia burzowych chmur używano dość nietypowego atrybutu. Wierzono, że dźwięki loretańskiego dzwonka skutecznie rozpędzają gradowe i burzowe chmury.

Księżyc, ze względu na swój tajemniczy charakter, miał większe znaczenie niż słońce. Liczono według niego czas, wierzono w jego wpływ na zjawiska przyrodnicze. Szczególnie z Księżycem wiązano zwierzęta, które zapadały w zimowy sen oraz podlegały przemianom, np. niedźwiedź uznawany był za zwierzę lunarne.

Za długotrwałe ulewy i posuchy obwiniano czarownice.

Sól wyniesiona przed dom w czasie wichury miała spowodować zmianę kierunku wiatru.

W lutym, w dniu Matki Bożej Gromnicznej, święcono świece chroniące od piorunów.

Aby kury nie gubiły jaj, na Podhalu w Wigilię Bożego Narodzenia przerzucano przez dach chałupy kule ze śniegu.

Wierzono, że wichury są skutkiem tańca diabłów. Ostre podmuchy wiatru zapowiadać miały nieszczęścia i choroby. Wychodząc z domu, należało zabierać ze sobą poświęcony różaniec. Podczas drogi pluło się trzykrotnie i wymawiano nazwę białego ziela lub odmawiało się pacierz.
Jak uspokajano wicher? Wierzono, że wyniesienie na próg domu soli i mąki, oczywiście poświęconych w dniu św. Agaty (5 lutego), odpędzi wicher, który naje się pozostawionymi mu darami i odejdzie wiać dalej.

Gwałtowne wichry miały zrywać się w momencie śmierci czarownika lub czarownicy. Silnie i długo wiejący wiatr, np. halny, przepowiadać mógł śmierć samobójczą. W wyjącym wichrze słyszano śmiech diabła, jęki wisielca, głosy wydawane przez dusze zamordowanych, nieochrzczonych i źle pochowanych, które prosiły o wsparcie.

Wierzono, że wiatr, stojącemu na rozstaju dróg, wskazuje kierunek dalszej drogi.

Z zachodem i wschodem słońca wiązały się praktyki magiczne. Po zachodzie słońca nie można pożyczać pieniędzy, chleba, ognia, dawać i sprzedawać mleka czy sera. Złamanie nakazu skutkowało psuciem się nabiału, odpływem dóbr z gospodarstwa.

Nocą należało zbierać czarodziejskie zioła i czerpać ze źródeł leczniczą wodę. Czynności te należało wykonywać w całkowitej ciemności, nago, na czczo i bez świadków.

Gdy na Podhalu zaczynał wiać halny, na węgły domu sypano poświęconą mąkę, a na Spiszu niezamężna dziewczyna w koszuli wychodziła na dwór i niosła mąkę na sicie. Zgodnie z ruchem słońca obchodziła budynek. Zatrzymywała się przy każdym węgle, aby prosić wiatr: Przyjdźcie, nie gardźcie. U górali babiogórskich, kiedy halny zaczynał zrywać gonty, w to miejsce sypano mąkę lub kaszę.

Owianie przez wiatr często powodowało chorobę, gorączkę lub postrzał. Przyprawiało ludzi o utratę zmysłów, zawroty głowy, zamęt w myślach. Wiatr przyczyniał się do powstania paraliżu i kołtunów. Na te dolegliwości szczególnie narażone były nieochrzczone niemowlęta.

Nawałnice i grad sprowadzać mieli na wieś chmurnicy i płanetnicy. Na łańcuchach ciągną one burzowe chmury, z których wysypują na ziemię grad i deszcz. Te demony uważano najczęściej za złe duchy podobne do szatanów.

W niektórych wsiach istnieli specjalni zaklinacze burzy. Podczas pierwszych niepokojących grzmotów zaklinacz szedł na graniczną miedzę wsi i tam recytował Ewangelię według św. Jana i odpowiednie modlitwy. Mógł również wspiąć się na wzniesienie górujące nad wsią i tam odmawiać pacierze, a ruchami rąk odpędzać burzę.

Zażegnywanie burzy uważano za niebezpieczne zajęcie, wymagające wiedzy i niepospolitych sił - duchowych i fizycznych. Podczas odpędzania burzy należało powstrzymać demony ciągnące chmury lub pomagać im w ich przenoszeniu poza ludzkie sadyby i pola uprawne. W Karpatach mężczyźni trudnili się tym "zawodem" jeszcze na początku XX wieku. Obecność kobiet przy zabiegu była zakazana. Wierzono, że to może jedynie rozwścieczyć demony, które ześlą na wieś jeszcze gorszą burzę.

W czepku urodzony to według górali ten, kto mógł mieć władzę nad chmurami. Czepek ten musiał być jednak zasuszony i starannie przechowywany, a jego zniszczenie powodowało utratę magicznych predyspozycji właściciela.

źródło;
Czary góralskie
Magia Podtatrza i Beskidów Zachodnich

Urszula Janicka-Krzywda
Katarzyna Ceklarz