04.05.2021, 14:33
Nie miewam problemów z interpretacjami swoich snów, ale z tym mam wyjątkowo. I będę bardzo wdzięczna za pomoc, bo dawno
nie miałam tak wyraźnego snu, który w dodatku zacierał mi granicę snu z rzeczywistością.
Śniłam, że dowiedziałam się, że mam raka krwi. I powiedziałam o tym mamie, ale nie wzięła tego jako jakiegoś "wow". Siedziałam w domu jakby przed dawnym biurkiem i komputerem i miałam włączone gg (czasy gdy poznałam mojego narzeczonego) z jakimś dziwnym opisem z dużych liter i słowa były po kropkach. Coś dotyczące działki mojego brata. Mieli mi przeszczepić jakiś gen i zrobili to, i to miało mnie wyleczyć, ale okazało się, że mój rak ma jakiś inny typ i organizm odrzucił ten gen więc to była tylko kwestia czasu. I zdecydowałam się pojechać do (ex)narzeczonego. I weszłam tam jakby nigdy nic i niewiele mówiąc poszłam do drugiego pokoju, a on siedział w swoim na swoim dawnym komputerze i był podpity. Położyłam się w pokoju obok, ale nie mogłam się przemóc żeby do niego pójść, bo czekałam aż on zrobi krok (nie mamy kontaktu od dłuższego czasu). I nie wiedziałam w sumie co robić bo gonił mnie czas i miałam zaczynać naświetlania za tydzień. Nie przyszedł do mojego pokoju w ogóle. Więc w końcu ja wyszłam. Powiedział mi tylko że do jutra do 18:00 go nie będzie. W sensie, że o tej godzinie wyjdzie. Coś jakby chciał mi zostawić przestrzeń. I chciałam mu powiedzieć o raku, ale bałam się, że się stoczy bardziej, bo nie poradzi sobie z moja śmiercią. I w tym samym czasie wiedziałam, że jestem w ciąży, ale nie pamiętam czy z nim, bo osoba, której to miałam powiedzieć wyglądała zupełnie inaczej, nie znałam jej twarzy, ale towarzyszyły temu inne emocje, dobre i smutne (nie rozczarowanie jak w przypadku sceny z pokojami). Jednak akcja działa się w tym samym miejscu i czasie i domu mojego narzeczonego. Jakbym tam pojechała mu powiedzieć, że musi zająć się dzieckiem, bo możliwe, że zdążę urodzić zanim umrę. I był u niego mój pies i bardzo za nim tęskniłam, ale nie wiem czemu był u niego, a nie u mnie. I jak do mnie dotarło że umieram to byłam przerażona, ale w tak dziwny sposób. Bałam się momentu umierania i że nie zdążę ze wszystkim w miesiąc, nie dam rady ogarnąć wszystkich rzeczy. Chciałam żeby moja przyjaciółka zajęła się moimi pamietnikami itd. Ogólnie było tak wiele rzeczy w tak krótkim czasie. I kiedy siedzialam w pokoju obok byłego byłam zawiedziona za jest pijany itd. Że wyszłam na głupka, że do niego pojechałam jak jego mentalnie nie ma. Dotarło do mnie, że nie mam do kogo jechać ani dzwonić. Dotarło do mnie coś w rodzaju ze ostatnie dni życia powinnam spędzić z kimś obcym, a może być szczęśliwsza niż znanym i czuć się zawiedziona. Bałam się też o rodziców i wszystko co zostawię bez nadzoru. A przede wszystkim nie chciałam też obtaczać nikogo widokiem swoim pod koniec.
nie miałam tak wyraźnego snu, który w dodatku zacierał mi granicę snu z rzeczywistością.
Śniłam, że dowiedziałam się, że mam raka krwi. I powiedziałam o tym mamie, ale nie wzięła tego jako jakiegoś "wow". Siedziałam w domu jakby przed dawnym biurkiem i komputerem i miałam włączone gg (czasy gdy poznałam mojego narzeczonego) z jakimś dziwnym opisem z dużych liter i słowa były po kropkach. Coś dotyczące działki mojego brata. Mieli mi przeszczepić jakiś gen i zrobili to, i to miało mnie wyleczyć, ale okazało się, że mój rak ma jakiś inny typ i organizm odrzucił ten gen więc to była tylko kwestia czasu. I zdecydowałam się pojechać do (ex)narzeczonego. I weszłam tam jakby nigdy nic i niewiele mówiąc poszłam do drugiego pokoju, a on siedział w swoim na swoim dawnym komputerze i był podpity. Położyłam się w pokoju obok, ale nie mogłam się przemóc żeby do niego pójść, bo czekałam aż on zrobi krok (nie mamy kontaktu od dłuższego czasu). I nie wiedziałam w sumie co robić bo gonił mnie czas i miałam zaczynać naświetlania za tydzień. Nie przyszedł do mojego pokoju w ogóle. Więc w końcu ja wyszłam. Powiedział mi tylko że do jutra do 18:00 go nie będzie. W sensie, że o tej godzinie wyjdzie. Coś jakby chciał mi zostawić przestrzeń. I chciałam mu powiedzieć o raku, ale bałam się, że się stoczy bardziej, bo nie poradzi sobie z moja śmiercią. I w tym samym czasie wiedziałam, że jestem w ciąży, ale nie pamiętam czy z nim, bo osoba, której to miałam powiedzieć wyglądała zupełnie inaczej, nie znałam jej twarzy, ale towarzyszyły temu inne emocje, dobre i smutne (nie rozczarowanie jak w przypadku sceny z pokojami). Jednak akcja działa się w tym samym miejscu i czasie i domu mojego narzeczonego. Jakbym tam pojechała mu powiedzieć, że musi zająć się dzieckiem, bo możliwe, że zdążę urodzić zanim umrę. I był u niego mój pies i bardzo za nim tęskniłam, ale nie wiem czemu był u niego, a nie u mnie. I jak do mnie dotarło że umieram to byłam przerażona, ale w tak dziwny sposób. Bałam się momentu umierania i że nie zdążę ze wszystkim w miesiąc, nie dam rady ogarnąć wszystkich rzeczy. Chciałam żeby moja przyjaciółka zajęła się moimi pamietnikami itd. Ogólnie było tak wiele rzeczy w tak krótkim czasie. I kiedy siedzialam w pokoju obok byłego byłam zawiedziona za jest pijany itd. Że wyszłam na głupka, że do niego pojechałam jak jego mentalnie nie ma. Dotarło do mnie, że nie mam do kogo jechać ani dzwonić. Dotarło do mnie coś w rodzaju ze ostatnie dni życia powinnam spędzić z kimś obcym, a może być szczęśliwsza niż znanym i czuć się zawiedziona. Bałam się też o rodziców i wszystko co zostawię bez nadzoru. A przede wszystkim nie chciałam też obtaczać nikogo widokiem swoim pod koniec.