22.05.2013, 08:00
Przepowiednie ojca Klimuszko
Jasnowidz o. Klimuszko należał do ludzi, których serce było otwarte dla każdego -skromny zakonnik - ojciec Andrzej Klimuszko. Różnie go nazywano: jasnowidz, ziołolecznik, znachor, ojciec Andrzej. Kim był? Nie był znachorem, szarlatanem ani cudotwórcą. Był franciszkańskim zakonnikiem, który swe niezwykłe uzdolnienia wykorzystywał do niesienia pomocy tym, którzy jej potrzebowali, który przepowiadał przyszłość m.in. dla Polski.
Andrzej Klimuszko urodził się 23 sierpnia 1905 r. na Białostocczyźnie. Rodzice - Wincenty i Zofia - zajmowali się rolnictwem. Warunki materialne były ciężkie, gdyż była to rodzina wielodzietna. Szkołę podstawową oraz gimnazjum, które prowadzili księża salezjanie, ukończył Andrzej w Różanymstoku. Idąc za głosem powołania Andrzej wstąpił do Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych we Lwowie. W 1925 r. rozpoczął nowicjat pod kierunkiem o. Kornelego Czupryka (późniejszego przełożonego o. Maksymiliana) w pięknie położonej, malowniczej miejscowości - Kalwarii Pacławskiej. Przez okres jednego roku nie tylko wtajemniczał się w przepisy zakonne i urabiał duchowo, ale mógł zaobserwować tysiące pielgrzymów, którzy przybywali na kalwaryjski odpust ze swoimi problemami, kłopotami, aby przed cudownym obrazem Kalwaryjskiej Pani pozostawić to wszystko i powrócić do domu duchowo wzmocnionymi.
W nowicjacie otrzymał Andrzej habit zakonny oraz nowe imię zakonne - Czesław. Po ukończeniu nowicjatu 8 września 1926 r. br. Czesław złożył pierwsze śluby zakonne. Zaraz też udał się do Lwowa, aby tam ukończyć gimnazjum. Nauka nie szła mu zbyt dobrze. Większe zdolności wykazywał w kierunkach humanistycznych, natomiast w dziedzinach ścisłych, a zwłaszcza w matematyce, pod względem uzdolnienia był ostatni. Gimnazjum X we Lwowie, jak sam stwierdził później o. Czesław, nie zanotowało w swojej historii bardziej tępego ucznia pod względem matematycznym niż Czesław. Profesorowie tylko ze współczucia stawiali mu zwyczajowo stopień dostateczny z minusem. Czesław bardzo przeżywał ten brak zdolności. [...]
Studia teologiczne odbył o. Czesław w zakonnym seminarium w Krakowie pod troskliwym i czujnym okiem o. magistra Samuela Rozenbajgera, późniejszego współpracownika św. Maksymiliana w Niepokalanowie japońskim. Święcenia kapłańskie otrzymał z rąk bpa Stanisława Rozponda 6 maja 1934 r. w Krakowie. Po święceniach przełożeni zakonni skierowali go do Gniezna, a potem do Wilna i Łagiewnik. Tuż przed wojną został przeniesiony do Warszawy. Gdy wybuchła wojna, ze względu na własne bezpieczeństwo wyruszył z Warszawy do klasztoru franciszkańskiego w Kaliszu. W czasie tej podróży miało miejsce ciekawe wydarzenie. Na dworcu kolejowym w Łodzi ustawiło się kilku żandarmów i tłukło kolbami karabinów Polaków wysiadających z pociągu i podążających do wyjścia. Nie oszczędzano nikogo, ani starszych, ani kobiet, ani nawet dzieci. Widząc to o. Czesław zatrzymał się dłużej w pociągu z nadzieją, że żandarmi zaraz odejdą i będzie mógł spokojnie podążyć na nocleg do OO. Bonifratrów. Spóźnił się przez to i na ulicy nie spotkał już przyjezdnych ludzi. Dołączył jednak do szeregu ludzi udających się na nocleg do OO. Bonifratrów. Przed furtą klasztorną miało miejsce wydarzenie podobne jak na dworcu. Pijany żandarm sprawdzał dokumenty wchodzących ludzi, bijąc ich przy tym po twarzy. O. Czesław nie miał przy sobie żadnego dokumentu. Zdawał więc sobie sprawę z tego, co wkrótce mogło się wydarzyć. Starał się zmobilizować wszystkie swe wewnętrzne siły. Tymczasem był coraz bliżej żandarma. Gdy przyszła jego kolej, nastąpił dziwny wypadek: żandarm zachwiał się nagle, odwrócił w stronę ściany i zaczął wymiotować. Zalękniony zakonnik wykorzystał ten moment. Bardzo szybko opuścił szereg i boczną furtką dostał się do klasztoru, gdzie spędził spokojnie noc. Był to [drugi] wypadek, kiedy o. Czesław dzięki wewnętrznemu nakazowi nakłonił drugiego człowieka do wykonania czynności zgodnie ze swoją wolą.
Jasnowidz o. Klimuszko należał do ludzi, których serce było otwarte dla każdego -skromny zakonnik - ojciec Andrzej Klimuszko. Różnie go nazywano: jasnowidz, ziołolecznik, znachor, ojciec Andrzej. Kim był? Nie był znachorem, szarlatanem ani cudotwórcą. Był franciszkańskim zakonnikiem, który swe niezwykłe uzdolnienia wykorzystywał do niesienia pomocy tym, którzy jej potrzebowali, który przepowiadał przyszłość m.in. dla Polski.
Andrzej Klimuszko urodził się 23 sierpnia 1905 r. na Białostocczyźnie. Rodzice - Wincenty i Zofia - zajmowali się rolnictwem. Warunki materialne były ciężkie, gdyż była to rodzina wielodzietna. Szkołę podstawową oraz gimnazjum, które prowadzili księża salezjanie, ukończył Andrzej w Różanymstoku. Idąc za głosem powołania Andrzej wstąpił do Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych we Lwowie. W 1925 r. rozpoczął nowicjat pod kierunkiem o. Kornelego Czupryka (późniejszego przełożonego o. Maksymiliana) w pięknie położonej, malowniczej miejscowości - Kalwarii Pacławskiej. Przez okres jednego roku nie tylko wtajemniczał się w przepisy zakonne i urabiał duchowo, ale mógł zaobserwować tysiące pielgrzymów, którzy przybywali na kalwaryjski odpust ze swoimi problemami, kłopotami, aby przed cudownym obrazem Kalwaryjskiej Pani pozostawić to wszystko i powrócić do domu duchowo wzmocnionymi.
W nowicjacie otrzymał Andrzej habit zakonny oraz nowe imię zakonne - Czesław. Po ukończeniu nowicjatu 8 września 1926 r. br. Czesław złożył pierwsze śluby zakonne. Zaraz też udał się do Lwowa, aby tam ukończyć gimnazjum. Nauka nie szła mu zbyt dobrze. Większe zdolności wykazywał w kierunkach humanistycznych, natomiast w dziedzinach ścisłych, a zwłaszcza w matematyce, pod względem uzdolnienia był ostatni. Gimnazjum X we Lwowie, jak sam stwierdził później o. Czesław, nie zanotowało w swojej historii bardziej tępego ucznia pod względem matematycznym niż Czesław. Profesorowie tylko ze współczucia stawiali mu zwyczajowo stopień dostateczny z minusem. Czesław bardzo przeżywał ten brak zdolności. [...]
Studia teologiczne odbył o. Czesław w zakonnym seminarium w Krakowie pod troskliwym i czujnym okiem o. magistra Samuela Rozenbajgera, późniejszego współpracownika św. Maksymiliana w Niepokalanowie japońskim. Święcenia kapłańskie otrzymał z rąk bpa Stanisława Rozponda 6 maja 1934 r. w Krakowie. Po święceniach przełożeni zakonni skierowali go do Gniezna, a potem do Wilna i Łagiewnik. Tuż przed wojną został przeniesiony do Warszawy. Gdy wybuchła wojna, ze względu na własne bezpieczeństwo wyruszył z Warszawy do klasztoru franciszkańskiego w Kaliszu. W czasie tej podróży miało miejsce ciekawe wydarzenie. Na dworcu kolejowym w Łodzi ustawiło się kilku żandarmów i tłukło kolbami karabinów Polaków wysiadających z pociągu i podążających do wyjścia. Nie oszczędzano nikogo, ani starszych, ani kobiet, ani nawet dzieci. Widząc to o. Czesław zatrzymał się dłużej w pociągu z nadzieją, że żandarmi zaraz odejdą i będzie mógł spokojnie podążyć na nocleg do OO. Bonifratrów. Spóźnił się przez to i na ulicy nie spotkał już przyjezdnych ludzi. Dołączył jednak do szeregu ludzi udających się na nocleg do OO. Bonifratrów. Przed furtą klasztorną miało miejsce wydarzenie podobne jak na dworcu. Pijany żandarm sprawdzał dokumenty wchodzących ludzi, bijąc ich przy tym po twarzy. O. Czesław nie miał przy sobie żadnego dokumentu. Zdawał więc sobie sprawę z tego, co wkrótce mogło się wydarzyć. Starał się zmobilizować wszystkie swe wewnętrzne siły. Tymczasem był coraz bliżej żandarma. Gdy przyszła jego kolej, nastąpił dziwny wypadek: żandarm zachwiał się nagle, odwrócił w stronę ściany i zaczął wymiotować. Zalękniony zakonnik wykorzystał ten moment. Bardzo szybko opuścił szereg i boczną furtką dostał się do klasztoru, gdzie spędził spokojnie noc. Był to [drugi] wypadek, kiedy o. Czesław dzięki wewnętrznemu nakazowi nakłonił drugiego człowieka do wykonania czynności zgodnie ze swoją wolą.