04.06.2015, 18:47
Pewna wdowa żyła w. ubogiej wiosce, która należała do okrutnego pana.
Dziedzic żył we wspaniałym dworze, a chłopi - w chałupach zapadniętych od starości. Lepianka wdowy przytulona była do skały o dziwnym kształcie, którą zwano Skałą Wędrownika.
- Matko - zapytał pewnego razu syn wdowy, Gregory - dlaczego nam jest tak źle na świecie?
- Biednemu, synku, zawsze wiatr w oczy wieje - odpowiedziała matka.
- A dlaczego, matko, ja nie znam swego ojca?
- Ojca twego, synku, przygniotła sosna w pańskim lesie.
- A kiedy ojciec wróci?
- Nigdy, synku - odpowiedziała matka. - Kto raz umrze, już nie wraca.
- A dlaczego wszyscy muszą umrzeć? - pyta Gregory.
- Tak już jest na tym świecie, moje dziecko, że co żyje, musi umrzeć. Nawet pan ze dwora i król ze stolicy także muszą umrzeć.
- A ja, matko, pójdę w świat i będę szukał takiej krainy, gdzie nie ma biedy, gdzie nie ma śmierci, gdzie nie ma złego pana! - zawołał syn.
- Nie znajdziesz takiej krainy, synu, daremnie będziesz jej szukał. Ale Gregory nie dał się przekonać i wyruszył w świat. Długo wędrował,
ale dokądkolwiek przychodził, wszędzie widział piękne pałace i nędzne lepianki, wszędzie spotykał ludzi zgiętych od trudu i panów w złotych karetach.
- Dobrzy ludzie - pytał Gregory - czy u was jest śmierć? A ludzie potrząsali głowami ze zdumienia i mówili:
- A czy mogłoby być życie bez śmierci, ty cudaku?
Pewnego razu szedł Gregory przez las i ujrzał nagle przed sobą ogromnego jelenia o rogach tak rozgałęzionych, że niemal sięgały nieba.
- Jeleniu, powiedz mi, czy nie znasz takiej krainy, w której by ludzie byli szczęśliwi i nie wiedzieli, co to śmierć?
- Takiego kraju nie ma na całym świecie - odpowiedział jeleń potrząsając głową - ale zostań ze mną. Ja będę żył tak długo, aż moje rogi dosięgną nieba, i nie zaznasz przy mnie biedy.
- Nie mogę, przyjacielu - odpowiedział Gregory - muszę dalej wędrować po świecie, aż dojdę do kraju, którego szukam.
I szedł dalej przez puszcze, stepy, łąki i lasy, aż w końcu zabłądził w górach.
Drogę zagradzały mu przepaście bez dna, na brzegu przepaści sterczały olbrzymie nagie skały, a na najwyższej skale siedział nieruchomo czarny kruk.
- Co tu robisz w moim państwie? - zakrakał kruk i rozpostarł wielkie skrzydła.
- Kruku - odpowiedział Gregory - obszedłem prawie cały świat szukając krainy, w której by ludzie byli szczęśliwi i nie znali śmierci.
- Nie znajdziesz takiej krainy wśród ludzi - odpowiedział kruk - ale zostań u mnie. Nie zaznasz tu biedy, póki ja będę żył, a umrę dopiero wtedy, gdy piasek nawiany przez wiatry zapełni tę przepaść pode mną. Długie to będą wieki.
- Nie, kruku, nie mogę tu zostać, muszę dalej szukać. Albo zginę, albo znajdę tę krainę.
I powędrował dalej.
Znalazł się nad nieznanym morzem o urwistych, poszarpanych brzegach. Dokoła ni śladu ludzkiej stopy.
Wtem widzi, że coś błyszczy i migoce z daleka. Podszedł bliżej i stanął przed pałacem z kryształu.
Zastukał we wrota, a one otworzyły się same bez szelestu i natychmiast zamknęły się za Gregorym.
Idzie Gregory przez tysiąc sal, a każda wydaje mu się piękniejsza od drugiej. Ale pałac jest pusty i cichy, jakby nikt w nim nie mieszkał.
Stanął wreszcie przed okrągłą wieżą. Wszedł na szczyt, gdzie była szmaragdowa komnata.
Na złocistym tronie siedziała Piękna. Uśmiechnęła się do Gregorego, jakby go od dawna znała i oczekiwała.
- Musisz być zmęczony, młodzieńcze, daremnym poszukiwaniem. Nie ma na świecie takiej krainy, gdzie by żyli ludzie szczęśliwi, którzy nie znają śmierci. Zostań jednak u mnie. Będziesz żył tak długo jak ja, a ja umrę wtedy, gdy słońce stopi ściany tego pałacu z kryształu.
Gregory był już wielce strudzony, pozostał więc u Pięknej, by trochę odpocząć.
Minęły lata, które wydały mu się dniami, gdyż w pałacu kryształowym czas zawisł w powietrzu.
Pewnego dnia rzekł Gregory do Pięknej:
- Muszę wrócić do mej ojczyzny, do matki, która pewnie tęskni i oczekuje mnie.
- Cóż, uprzykrzyła ci się wieczność? - uśmiechnęła się Piękna. -Wracaj więc do swego kraju, jeśli taka twoja wola. Dam ci na drogę trzy jabłka, ale zjesz je dopiero wtedy, gdy będziesz w domu.
Długo szedł młodzieniec śladami swej pierwszej podróży.
Znalazł się wreszcie w wysokich górach. Na skale wciąż siedział znajomy kruk, ale był martwy, a cała przepaść pod nim zasypana piaskiem nawianym przez wiatr.
Gregory szedł dalej przez góry, doliny, pola i lasy do krainy jelenia. Ale jeleń był martwy, a na jego rozłożystych rogach spoczywało niebo.
,,Tak długo przebywałem w kryształowym zamku?" -pomyślał Gregory w zdumieniu i z większym jeszcze niepokojem i tęsknotą w sercu spieszył do swej matki.
Przyszedł w końcu do wioski rodzinnej, ale poznał ją tylko po Skale Wędrownika, która strzegła wejścia jak przed laty.
Ale co to? Własnym oczom nie wierzy: nigdzie śladu zapadłych chat i znajomych lepianek. Wszędzie wznoszą się jasne białe domki tonące w zieleni, ludzie chodzą weseli i śpiewają przy pracy, są jacyś inni, radośni.
Gregory pomyślał, że może się jednak omylił i trafił do innej wioski, gdy nagle potknął się o wielki, czarny głaz przy drodze. Nad głazem rósł olbrzymi dąb spróchniały do połowy, ale jeszcze krzepki.
- Toż to przyzba naszej chatki! Ten dąb własną ręką sadziłem! -zawołał. - Gdzie matka?
Wychodzi Gregory na drogę, pyta ludzi dookoła, czy nie wiedzą, gdzie jest biedna wdowa, taka i taka, taka i taka, która mieszkała w chatce na skraju wioski. Ale ludzie nie wiedzą nic ani o wdowie, ani o chatce. Aż pewien starzec, zapytany, pogładził brodę, zamyślił się i powiada:
- Coś mi świta w głowie: przed laty opowiadali starzy ludzie, że była niegdyś, dawno temu, wdowa, która miała syna jedynaka; ale syn wyruszył daleko w świat, aby szukać krainy, gdzie by ludzie byli szczęśliwi i nie znali śmierci. Ot, zginął pewno nieborak gdzieś w szerokim świecie, a wdowa umarła w biedzie. Ale to było tak dawno, że chatka w proch się rozsypała.
Usłyszał to młody junak, co z kosą na ramieniu wracał z pola. Zaśmiał się wesoło i zawołał:
- Ot, gdyby teraz ktoś szukał takiego kraju, to nie musiałby wędrować na kraniec świata. Znalazłby go tutaj, u nas, gdzie ludzie nie myślą o śmierci, ale o życiu. Ech, warto było dożyć tych czasów, prawda, staruszku?
Usiadł Gregory na czarnym kamieniu i zadumał się głęboko nad tym, co usłyszał w tej dziwnej krainie. A że był bardzo spragniony, wyjął więc z zanadrza trzy jabłka, które mu dała piękna, i zjadł je.
Gdy zjadł pierwsze, zamienił się w siwobrodego staruszka, gdy zjadł drugie, stał się słaby jak dziecko, a po trzecim umarł.
Ale przed śmiercią wypowiedział jeszcze te słowa:
- A jednak znalazłem krainę, której szukałem lat tyle. Tutaj śmierć nie jest straszna.
Źródło: "Baśnie Narodów"
Dziedzic żył we wspaniałym dworze, a chłopi - w chałupach zapadniętych od starości. Lepianka wdowy przytulona była do skały o dziwnym kształcie, którą zwano Skałą Wędrownika.
- Matko - zapytał pewnego razu syn wdowy, Gregory - dlaczego nam jest tak źle na świecie?
- Biednemu, synku, zawsze wiatr w oczy wieje - odpowiedziała matka.
- A dlaczego, matko, ja nie znam swego ojca?
- Ojca twego, synku, przygniotła sosna w pańskim lesie.
- A kiedy ojciec wróci?
- Nigdy, synku - odpowiedziała matka. - Kto raz umrze, już nie wraca.
- A dlaczego wszyscy muszą umrzeć? - pyta Gregory.
- Tak już jest na tym świecie, moje dziecko, że co żyje, musi umrzeć. Nawet pan ze dwora i król ze stolicy także muszą umrzeć.
- A ja, matko, pójdę w świat i będę szukał takiej krainy, gdzie nie ma biedy, gdzie nie ma śmierci, gdzie nie ma złego pana! - zawołał syn.
- Nie znajdziesz takiej krainy, synu, daremnie będziesz jej szukał. Ale Gregory nie dał się przekonać i wyruszył w świat. Długo wędrował,
ale dokądkolwiek przychodził, wszędzie widział piękne pałace i nędzne lepianki, wszędzie spotykał ludzi zgiętych od trudu i panów w złotych karetach.
- Dobrzy ludzie - pytał Gregory - czy u was jest śmierć? A ludzie potrząsali głowami ze zdumienia i mówili:
- A czy mogłoby być życie bez śmierci, ty cudaku?
Pewnego razu szedł Gregory przez las i ujrzał nagle przed sobą ogromnego jelenia o rogach tak rozgałęzionych, że niemal sięgały nieba.
- Jeleniu, powiedz mi, czy nie znasz takiej krainy, w której by ludzie byli szczęśliwi i nie wiedzieli, co to śmierć?
- Takiego kraju nie ma na całym świecie - odpowiedział jeleń potrząsając głową - ale zostań ze mną. Ja będę żył tak długo, aż moje rogi dosięgną nieba, i nie zaznasz przy mnie biedy.
- Nie mogę, przyjacielu - odpowiedział Gregory - muszę dalej wędrować po świecie, aż dojdę do kraju, którego szukam.
I szedł dalej przez puszcze, stepy, łąki i lasy, aż w końcu zabłądził w górach.
Drogę zagradzały mu przepaście bez dna, na brzegu przepaści sterczały olbrzymie nagie skały, a na najwyższej skale siedział nieruchomo czarny kruk.
- Co tu robisz w moim państwie? - zakrakał kruk i rozpostarł wielkie skrzydła.
- Kruku - odpowiedział Gregory - obszedłem prawie cały świat szukając krainy, w której by ludzie byli szczęśliwi i nie znali śmierci.
- Nie znajdziesz takiej krainy wśród ludzi - odpowiedział kruk - ale zostań u mnie. Nie zaznasz tu biedy, póki ja będę żył, a umrę dopiero wtedy, gdy piasek nawiany przez wiatry zapełni tę przepaść pode mną. Długie to będą wieki.
- Nie, kruku, nie mogę tu zostać, muszę dalej szukać. Albo zginę, albo znajdę tę krainę.
I powędrował dalej.
Znalazł się nad nieznanym morzem o urwistych, poszarpanych brzegach. Dokoła ni śladu ludzkiej stopy.
Wtem widzi, że coś błyszczy i migoce z daleka. Podszedł bliżej i stanął przed pałacem z kryształu.
Zastukał we wrota, a one otworzyły się same bez szelestu i natychmiast zamknęły się za Gregorym.
Idzie Gregory przez tysiąc sal, a każda wydaje mu się piękniejsza od drugiej. Ale pałac jest pusty i cichy, jakby nikt w nim nie mieszkał.
Stanął wreszcie przed okrągłą wieżą. Wszedł na szczyt, gdzie była szmaragdowa komnata.
Na złocistym tronie siedziała Piękna. Uśmiechnęła się do Gregorego, jakby go od dawna znała i oczekiwała.
- Musisz być zmęczony, młodzieńcze, daremnym poszukiwaniem. Nie ma na świecie takiej krainy, gdzie by żyli ludzie szczęśliwi, którzy nie znają śmierci. Zostań jednak u mnie. Będziesz żył tak długo jak ja, a ja umrę wtedy, gdy słońce stopi ściany tego pałacu z kryształu.
Gregory był już wielce strudzony, pozostał więc u Pięknej, by trochę odpocząć.
Minęły lata, które wydały mu się dniami, gdyż w pałacu kryształowym czas zawisł w powietrzu.
Pewnego dnia rzekł Gregory do Pięknej:
- Muszę wrócić do mej ojczyzny, do matki, która pewnie tęskni i oczekuje mnie.
- Cóż, uprzykrzyła ci się wieczność? - uśmiechnęła się Piękna. -Wracaj więc do swego kraju, jeśli taka twoja wola. Dam ci na drogę trzy jabłka, ale zjesz je dopiero wtedy, gdy będziesz w domu.
Długo szedł młodzieniec śladami swej pierwszej podróży.
Znalazł się wreszcie w wysokich górach. Na skale wciąż siedział znajomy kruk, ale był martwy, a cała przepaść pod nim zasypana piaskiem nawianym przez wiatr.
Gregory szedł dalej przez góry, doliny, pola i lasy do krainy jelenia. Ale jeleń był martwy, a na jego rozłożystych rogach spoczywało niebo.
,,Tak długo przebywałem w kryształowym zamku?" -pomyślał Gregory w zdumieniu i z większym jeszcze niepokojem i tęsknotą w sercu spieszył do swej matki.
Przyszedł w końcu do wioski rodzinnej, ale poznał ją tylko po Skale Wędrownika, która strzegła wejścia jak przed laty.
Ale co to? Własnym oczom nie wierzy: nigdzie śladu zapadłych chat i znajomych lepianek. Wszędzie wznoszą się jasne białe domki tonące w zieleni, ludzie chodzą weseli i śpiewają przy pracy, są jacyś inni, radośni.
Gregory pomyślał, że może się jednak omylił i trafił do innej wioski, gdy nagle potknął się o wielki, czarny głaz przy drodze. Nad głazem rósł olbrzymi dąb spróchniały do połowy, ale jeszcze krzepki.
- Toż to przyzba naszej chatki! Ten dąb własną ręką sadziłem! -zawołał. - Gdzie matka?
Wychodzi Gregory na drogę, pyta ludzi dookoła, czy nie wiedzą, gdzie jest biedna wdowa, taka i taka, taka i taka, która mieszkała w chatce na skraju wioski. Ale ludzie nie wiedzą nic ani o wdowie, ani o chatce. Aż pewien starzec, zapytany, pogładził brodę, zamyślił się i powiada:
- Coś mi świta w głowie: przed laty opowiadali starzy ludzie, że była niegdyś, dawno temu, wdowa, która miała syna jedynaka; ale syn wyruszył daleko w świat, aby szukać krainy, gdzie by ludzie byli szczęśliwi i nie znali śmierci. Ot, zginął pewno nieborak gdzieś w szerokim świecie, a wdowa umarła w biedzie. Ale to było tak dawno, że chatka w proch się rozsypała.
Usłyszał to młody junak, co z kosą na ramieniu wracał z pola. Zaśmiał się wesoło i zawołał:
- Ot, gdyby teraz ktoś szukał takiego kraju, to nie musiałby wędrować na kraniec świata. Znalazłby go tutaj, u nas, gdzie ludzie nie myślą o śmierci, ale o życiu. Ech, warto było dożyć tych czasów, prawda, staruszku?
Usiadł Gregory na czarnym kamieniu i zadumał się głęboko nad tym, co usłyszał w tej dziwnej krainie. A że był bardzo spragniony, wyjął więc z zanadrza trzy jabłka, które mu dała piękna, i zjadł je.
Gdy zjadł pierwsze, zamienił się w siwobrodego staruszka, gdy zjadł drugie, stał się słaby jak dziecko, a po trzecim umarł.
Ale przed śmiercią wypowiedział jeszcze te słowa:
- A jednak znalazłem krainę, której szukałem lat tyle. Tutaj śmierć nie jest straszna.
Źródło: "Baśnie Narodów"