12.07.2015, 20:53
O IWANUSZCE – GŁUPTASKU
(BAŚŃ ROSYJSKA WEDŁUG AFANASJEWA*)
Żyli sobie dziad i baba i mieli trzech synów: dwóch mądrych a trzeciego Iwanuszkę – Głuptaska. Mądrzy bracia paśli w polu owce, a głuptasek tylko na przypiecku siedział i muchy łowił.
Raz nagotowała matka żytnich klusek i mówi do głuptaska:
— Zanieś te kluski, Iwanuszka, braciom w pole, niedługo już południe, muszą być głodni.
Napełnia garnek kluskami i daje Iwanuszce. Dzień był słoneczny. Wyszedł Iwanuszka na drogę, nagle zobaczył z boku swój cień.
— Co to może być za człowiek, który obok mnie idzie? Nie odstępuje mnie ani na krok. Widać klusek mu się zachciało.
Niewiele myśląc począł rzucać kluski w swój cień, aż wszystkie powyrzucał.
— Masz, jedz — mówił — kiedyś głodny.
Po chwili patrzy, a tu cień znów z boku idzie. Rozgniewał się Iwanuszka i mówi:
— Och, jakież to nienasycone stworzenie!
I jak nie ciśnie w cień garnkiem, aż się skorupy w różne strony rozleciały.
Przychodzi do braci z pustymi rękami. A oni pytają:
— Iwanuszka, po coś przyszedł?
— By wam obiad przynieść.
— Gdzież ten obiad? Dawaj prędzej!
— Widzicie bracia, przyplątał się do mnie po drodze jakiś nieznajomy człowiek i był bardzo głodny, więc mu wszystkie kluski dałem i zjadł.
— Cóż to za człowiek, gdzież on jest? — wypytują bracia.
— Właśnie i teraz stoi obok mnie — odpowiedział Iwanuszka wskazując na własny cień.
Nie wiedzą bracia, śmiać się czy gniewać. Zostawili Iwa-nuszkę na polu, aby strzegł owiec, sami zaś poszli na wieś zjeść obiad. A no, pasie Iwanuszka owce. Nagle widzi, że wszystkie owce rozbiegły się po polu. Schwytał je i związał im nogi. Gdy już wszystkie powiązał, zebrał stado w jedno miejsce i siedzi zadowolony, że tak mądrze zabrał się do rzeczy.
Bracia zjedli obiad, przyjechali na pole, zobaczyli wszystko i mówią:
— Coś ty głuptasie, narobił, dlaczegoś powiązał stado?
— A na cóż im nogi? — dziwi się Iwanuszka. — Kiedyście tylko odeszli, bracia, to owce od razu się rozbiegły po całym polu. Pomyślałem sobie: zwiążę im nogi i zbiorę stado w jedno miejsce, to będę miał spokój. Ach, zmęczyłem się przy tej robocie!
— Och, ty głuptasie, głuptasie! — powiedzieli bracia i kazali Iwanuszce wracać do domu.
Nadchodziły święta. Posłali rodzice Iwanuszkę do miasta po zakupy. Czegoż on nie nakupił! I stół, i łyżki, i kubki, i jadła, i soli. Cały wóz pełen różnych różności do domu wiezie. A ko-niczek był mizerny, idzie — nie idzie, przystaje, odpoczywa.
Pomyślał Iwanuszka:
— Przecież stół ma cztery nogi tak jak koń, to i sam do domu trafi.
I wystawił stół na drogę.
Jedzie dalej, a tu wrony jak nie zaczną bić się i krakać mu nad głową!
— Oj, siostrzyczki, chyba jesteście głodne i dlatego tak krzyczycie — mówi Iwanuszka. Nakłada na talerze różnego jadła i wystawia im na drogę. — Jedzcie, siostrzyczki, jedzcie, niech wam pójdzie na zdrowie, na zdrowie!
Jedzie Iwan dalej laskiem, patrzy, a ty po drodze wszystkie pnie stoją nagie i poczerniałe od pożaru.
— Bracia moi rodzeni! — woła Iwanuszka — dlaczego to stoicie bez czapek, deszcz spadnie i zamoczy wam głowy!
Prędko wyciąga garnki i wiaderka, nakłada je na pnie drzew i jedzie dalej. Podjeżdża do rzeki i mówi:
— Trzeba by konika napoić, zmęczył się biedaczek.
I począł poić konia; ale koń pić nie chce.
— Widać nie chce pić wody bez soli — myśli Iwanuszka i nuż solić rzekę! Pełen worek soli wysypał, a koń jak nie pije, tak nie pije.
— Dlaczego nie chcesz pić, na próżno mam wór soli wysypać? — rozgniewał się Iwanuszka na konia.
Porzucił szkapę i wóz, a sam wziął koszyk z łyżkami i niesie. Idzie, idzie, a łyżki w koszyku brzęczą: „tas – tas”!
Myśli Iwan, że łyżki mówią: „głuptas, głuptas”. Rozzłościł się, rzucił je na ziemię, depcze i przygaduje: — Macie za głup-tasa, macie za głuptasa! Drażnić mnie będą jeszcze, wstrętne!
Tak więc pozostał Iwanuszka bez niczego. Przychodzi do domu i mówi:
— Zmęczyłem się setnie, alem wszystko kupił.
— Toś chwat, Iwanuszka — mówią domownicy. —A gdzież są zakupy?
Odpowiada im Iwanuszka:
— Stół tam pewnie idzie, ale widać odpoczywa. Z talerzy siostry jedzą, garnki i wiaderka braciom w lesie na głowy nasadziłem, żeby nie zmokli. Solą wodę koniowi posoliłem, a łyżki drażniły się ze mną, to je rzuciłem na drogę.
— Coś ty zrobił, coś ty zrobił! — Domownicy krzyczeli na Iwanuszkę, poszturchiwali go.
— Idź teraz, głupcze, i pozbieraj wszystko, coś na drodze porozrzucał! — mówią.
Cóż było robić? Poszedł Iwanuszka do lasu, zdjął z opalonych pni garnki, wybił im dna, a potem nadział na kij i niesie do domu. Zobaczyli to bracia, jeszcze bardziej rozgniewali się na Iwana i pojechali sami do miasta po zakupy, a głuptaskowi kazali siedzieć w domu.
A Iwanuszka rad, że go wreszcie zostawili w spokoju, siedzi sobie jak dawniej na przypiecku i muchy łowi.
* Afanasjew Aleksander Nikołajewicz (1826–1872) – jeden z pierwszych zbieraczy rosyjskich baśni ludowych.
(BAŚŃ ROSYJSKA WEDŁUG AFANASJEWA*)
Żyli sobie dziad i baba i mieli trzech synów: dwóch mądrych a trzeciego Iwanuszkę – Głuptaska. Mądrzy bracia paśli w polu owce, a głuptasek tylko na przypiecku siedział i muchy łowił.
Raz nagotowała matka żytnich klusek i mówi do głuptaska:
— Zanieś te kluski, Iwanuszka, braciom w pole, niedługo już południe, muszą być głodni.
Napełnia garnek kluskami i daje Iwanuszce. Dzień był słoneczny. Wyszedł Iwanuszka na drogę, nagle zobaczył z boku swój cień.
— Co to może być za człowiek, który obok mnie idzie? Nie odstępuje mnie ani na krok. Widać klusek mu się zachciało.
Niewiele myśląc począł rzucać kluski w swój cień, aż wszystkie powyrzucał.
— Masz, jedz — mówił — kiedyś głodny.
Po chwili patrzy, a tu cień znów z boku idzie. Rozgniewał się Iwanuszka i mówi:
— Och, jakież to nienasycone stworzenie!
I jak nie ciśnie w cień garnkiem, aż się skorupy w różne strony rozleciały.
Przychodzi do braci z pustymi rękami. A oni pytają:
— Iwanuszka, po coś przyszedł?
— By wam obiad przynieść.
— Gdzież ten obiad? Dawaj prędzej!
— Widzicie bracia, przyplątał się do mnie po drodze jakiś nieznajomy człowiek i był bardzo głodny, więc mu wszystkie kluski dałem i zjadł.
— Cóż to za człowiek, gdzież on jest? — wypytują bracia.
— Właśnie i teraz stoi obok mnie — odpowiedział Iwanuszka wskazując na własny cień.
Nie wiedzą bracia, śmiać się czy gniewać. Zostawili Iwa-nuszkę na polu, aby strzegł owiec, sami zaś poszli na wieś zjeść obiad. A no, pasie Iwanuszka owce. Nagle widzi, że wszystkie owce rozbiegły się po polu. Schwytał je i związał im nogi. Gdy już wszystkie powiązał, zebrał stado w jedno miejsce i siedzi zadowolony, że tak mądrze zabrał się do rzeczy.
Bracia zjedli obiad, przyjechali na pole, zobaczyli wszystko i mówią:
— Coś ty głuptasie, narobił, dlaczegoś powiązał stado?
— A na cóż im nogi? — dziwi się Iwanuszka. — Kiedyście tylko odeszli, bracia, to owce od razu się rozbiegły po całym polu. Pomyślałem sobie: zwiążę im nogi i zbiorę stado w jedno miejsce, to będę miał spokój. Ach, zmęczyłem się przy tej robocie!
— Och, ty głuptasie, głuptasie! — powiedzieli bracia i kazali Iwanuszce wracać do domu.
Nadchodziły święta. Posłali rodzice Iwanuszkę do miasta po zakupy. Czegoż on nie nakupił! I stół, i łyżki, i kubki, i jadła, i soli. Cały wóz pełen różnych różności do domu wiezie. A ko-niczek był mizerny, idzie — nie idzie, przystaje, odpoczywa.
Pomyślał Iwanuszka:
— Przecież stół ma cztery nogi tak jak koń, to i sam do domu trafi.
I wystawił stół na drogę.
Jedzie dalej, a tu wrony jak nie zaczną bić się i krakać mu nad głową!
— Oj, siostrzyczki, chyba jesteście głodne i dlatego tak krzyczycie — mówi Iwanuszka. Nakłada na talerze różnego jadła i wystawia im na drogę. — Jedzcie, siostrzyczki, jedzcie, niech wam pójdzie na zdrowie, na zdrowie!
Jedzie Iwan dalej laskiem, patrzy, a ty po drodze wszystkie pnie stoją nagie i poczerniałe od pożaru.
— Bracia moi rodzeni! — woła Iwanuszka — dlaczego to stoicie bez czapek, deszcz spadnie i zamoczy wam głowy!
Prędko wyciąga garnki i wiaderka, nakłada je na pnie drzew i jedzie dalej. Podjeżdża do rzeki i mówi:
— Trzeba by konika napoić, zmęczył się biedaczek.
I począł poić konia; ale koń pić nie chce.
— Widać nie chce pić wody bez soli — myśli Iwanuszka i nuż solić rzekę! Pełen worek soli wysypał, a koń jak nie pije, tak nie pije.
— Dlaczego nie chcesz pić, na próżno mam wór soli wysypać? — rozgniewał się Iwanuszka na konia.
Porzucił szkapę i wóz, a sam wziął koszyk z łyżkami i niesie. Idzie, idzie, a łyżki w koszyku brzęczą: „tas – tas”!
Myśli Iwan, że łyżki mówią: „głuptas, głuptas”. Rozzłościł się, rzucił je na ziemię, depcze i przygaduje: — Macie za głup-tasa, macie za głuptasa! Drażnić mnie będą jeszcze, wstrętne!
Tak więc pozostał Iwanuszka bez niczego. Przychodzi do domu i mówi:
— Zmęczyłem się setnie, alem wszystko kupił.
— Toś chwat, Iwanuszka — mówią domownicy. —A gdzież są zakupy?
Odpowiada im Iwanuszka:
— Stół tam pewnie idzie, ale widać odpoczywa. Z talerzy siostry jedzą, garnki i wiaderka braciom w lesie na głowy nasadziłem, żeby nie zmokli. Solą wodę koniowi posoliłem, a łyżki drażniły się ze mną, to je rzuciłem na drogę.
— Coś ty zrobił, coś ty zrobił! — Domownicy krzyczeli na Iwanuszkę, poszturchiwali go.
— Idź teraz, głupcze, i pozbieraj wszystko, coś na drodze porozrzucał! — mówią.
Cóż było robić? Poszedł Iwanuszka do lasu, zdjął z opalonych pni garnki, wybił im dna, a potem nadział na kij i niesie do domu. Zobaczyli to bracia, jeszcze bardziej rozgniewali się na Iwana i pojechali sami do miasta po zakupy, a głuptaskowi kazali siedzieć w domu.
A Iwanuszka rad, że go wreszcie zostawili w spokoju, siedzi sobie jak dawniej na przypiecku i muchy łowi.
* Afanasjew Aleksander Nikołajewicz (1826–1872) – jeden z pierwszych zbieraczy rosyjskich baśni ludowych.
,,Lepiej bez celu iść naprzód niż bez celu stać w miejscu, a z pewnością o niebo lepiej, niż bez celu się cofać”
– Andrzej Sapkowski
NIE MASZ NIC CIEKAWEGO DO NAPISANIA NIE REJESTRUJ SIĘ.
– Andrzej Sapkowski
NIE MASZ NIC CIEKAWEGO DO NAPISANIA NIE REJESTRUJ SIĘ.