Forum Ezoteryczne Na forum znajdziesz zagadnienia związane z szeroko pojętą tematyką ezoteryczną. Zapraszamy do wspólnej dyskusji!
Drodzy Użytkownicy! Najeżdżając kursorem na napis "Szukaj" w prawym, górnym rogu ukażą się dwie opcje: Nowe Posty (pokazuje wszystkie nieprzeczytane posty), oraz Dzisiejsze Posty (pokazuje posty z ostatniego dnia).
A może podświadomie brak Ci realności, cielesności znajomego z internetu? I ten nieuświadomiony brak podyktowany jest Twoim instynktem samozachowawczym?
Ashitaya napisał(a):No ja usiłuję rozumieć ludzi. Ale puste oczy mnie odpychają.
A kiedy ktoś nie wie czemu, to oczywiście da się rozpracować. Wspólne cechy, elementy które ci nie pasują, to może kryć się wszędzie, od jakichś cech energetycznych do sposobu myslenia, przez nawet elementy moralności. ja się nauczyłam rozpoznawać rodzaje ludzi po moim nastawieniu (jeśli chodzi o niechęć oczywiscie). Kiedy chce mi sie dosłownie wymiotować, to znaczy że ten człowiek jest hmmm, jak to określić? gnijący? robaczywy? że świadomie para się rzeczami całkowicie sprzecznymi ze mną. Jeśli po prostu się krzywię, to znaczy że być może nie lubie jego podejścia wewnętrznego.
Według mnie każdy może wykształcić takie czucie. Wystarczy (i aż tyle) spróbować pozbyć się oceniania na pierwszy rzut oka i konwenansów.
Ja w dorosłym życiu wymiotowałam tylko dwa razy i za każdym razem w czasie kilkudniowego pobytu z pewną osobą, która, nazwijmy to tak delikatnie, nie zachowywała się zbyt etycznie.
niania.ogg napisał(a):I tak się zastanawiam dlaczego... Skoro to też jest człowiek, to dlaczego nie daję jemu i sobie szansy na naprawę?
Wiesz, to jest bardzo ciekawe pytanie... Też się nad tym zastanawiałam. Czy to jest kwestia "zimnego" medium? Czy może chodzi o to, że z definicji te kontakty nie są nakierunkowane "prawdziwe" spotkanie i dlatego łatwiej sobie odpuścić (to o czym wspomniała Colca)?
To o czym napisałaś przypomina mi o czymś z dzieciństwa: jestem z tego pokolenia, w którym było modne "korespondowanie" z dziećmi z innych krajów (wtedy jeszcze listowne). I te dzieci starały się jak mogły, pisały o sobie jak tylko potrafiły, wsadzały różne drobiazgi do kopert ale zawsze to się w którymś momencie rozłaziło. Takie listy do kogoś "bez twarzy" dawały poczucie beznadziejnie daremnego wysiłku (jak w 7 mieczy Crowleya )
niania.ogg napisał(a):Na tym, co nazywacie duchowym wyczuciem ludzi nie raz się przejechałam, dlatego już się tym nie podpieram, jako narzędziem weryfikacji.
Rozmowa widzę zeszła na głębsze pokłady :hihi:
A mnie tylko chodziło o Wasz stosunek do wirtualnych osób. Czy wirtualny człowiek jest dla Was człowiekiem, czy jednak nie. Poznalam w sieci kilka osób i na różnych zasadach opierały się. Czasem to była wymiana poglądów, czasem zwierzanie się wzajemne, był też i flirt. I tak się zastanawiam teraz, czy tam, gdzie zaangażowane były emocje, to skierowane do konkretnego człowieka - czy do swoich własnych wizji o nim...
Jeśli w realu poznaję kogoś, rozmawiamy i coś wspólnie robimy, to zaczyna się tworzyć jakaś więź - a kiedy przestaje coś grać, to usiłuję na różne sposoby poprawić stosunki z tym człowiekiem - zależy mi, więc się staram. Natomiast w kontaktach internetowych któregoś etapu mi brakuje... Może właśnie tego godzenia się po aferach i spięciach... albo wspólnego działania...? Czegoś, co właśnie prowadzi do więzi. Z większą łatwością potrafię się odciąć - posmucić, powkurzać, ale zwyczajnie przestać czytać i pisać z tą osobą.
I tak się zastanawiam dlaczego... Skoro to też jest człowiek, to dlaczego nie daję jemu i sobie szansy na naprawę?
Gdy spotykasz się z kimś osobiście, gdy dotykasz tę osobę, np. przez podanie ręki, to zaczyna łączyć was nić energii zwana aka, przynajmniej wg huny. Do mnie takie wyjaśnienie przemawia. Przy dotyku wymiana energii jest znacząca w porównaniu z wymianą przez medium elektroniczne.
Bardzo możliwe Seji, że to też kwestia dotyku, czy kontaktu wzrokowego. To znaczy ich barku raczej.
Jeśli ktoś nie istnieje w moim życiu realnym, a tylko w wirtualnym, to nie znaczy przecież, że go nie ma lub jest nieprawdziwy. Po drugiej stronie monitora jest człowiek z krwi i kości - taki jak ja - ze swoimi emocjami, wyobrażeniami i duszą. Poza tym to, co sama odczuwam w związku z jakąś relacją, to też są emocje prawdziwe...
Ciekawa jestem, jakie Wy macie doświadczenia w tym zakresie, bo jak na razie, to coś jakby "mój problem" do omówienia wyszło - a przyznam szczerze, że problemem to nie jest - raczej ciekawostką przyrodniczą... Ale interesuje mnie, czy tylko dla mnie są to relacje mniej znaczące od realnych, czy inni też tak mają. A jeśli inaczej - to jak?
Dla mnie ogromnie ważny jest takt, czyli kultura i twarz człowieka,może być zdjęcie i szczytem jest już usłyszenie głosu,rozmowa telefoniczna. Po tym poznaję ludzi.
W realu wystarczy mi widok twarzy człowieka by stwierdzić czy polubię dana osobę.
Niania, Twoje pytanie jest dla mnie zbyt trudne. Pewnie, że jedne "wirtualne byty" od razu polubię, inne nie od razu, a innych nie polubię. Dużo zależy od tego, jak to się wyraża. Jeśli używa brzydkich słów, wywyższa się, wyśmiewa innych, spamuje itp., to z pewnością nie zaskarbia sobie mojej (i większości pewnie) sympatii. A co do reszty kulturalnie zachowujących się ludzi to hmm... musi być to coś, żeby od razu sympatia się pojawiła... ale to coś trudno nazwać.
Ale Seji - czy te relacje mają dla Ciebie taką samą wartość, jak te realne? Dla mnie nie. Kiedy ktoś sprawi mi przykrość w moim świecie realnym, to cierpię i przeżywam, kiedy okazuje mi swoje przywiązanie, to cieszę się bardzo. A z tymi netowymi tak nie mam... mniejsze emocje, a i odciąć się łatwiej... bezboleśnie.
Tu już nawet nie chodzi o sympatię, czy jej brak, bo i tak jestem zdania, że w większości przypadków to są tylko projekcje, niczym nie uzasadnione. Nie może mnie lubić, czy nie lubić ktoś, kto mnie nie zna. Mogą mu się podobać jakieś konkretne zachowania, albo nie i na tej podstawie coś sobie namaluje o mnie. Więc tak naprawdę lubi lub nie - swój własny obraz - przefiltrowany przez własne doświadczenia. I w realu tak jest i w wirtualu. Żeby lubić, czy nie lubić, trzeba mieć więcej informacji, niż kilka fragmentów. Przynajmniej u mnie.
I pewnie dlatego tak mam z tą łatwością ucinania, skoro nie odczuwam głębszych emocji... Tam, gdzie się zaangażuję, to nie odpuszczam tak lekko... Kilka ostrych wymian słów nie wystarczy, żebym dała spokój :wink:
Z tego co piszecie, cieszy mnie, ze Niania zaczela nad problemem sie zastanawiac,
ze Seji ma refleksje podobne do moich, szkoda jednak, ze nie bierzecie pod uwage tego,
ze przyczyna, glowna przyczyna, tego, ze kogos virtualnego lubimy, a innego nie,
jest zwykla manipulacja, ktora ludzie potrafia swiadomie sie poslugiwac ...
To sa sprawy wyluczone - cwiczenie czyni mistrzem ...
Jesli powyzsza manipulacja wystepuje w natretny sposob, "odczuwamy" antypatie,
a chociazby rezerwe, wzgledem danej osoby.
Jesli natomiast jest "dozowana" umiejetnie - potrafi nas przyciagnac ...
Niestety, wowczas, gdy sie chociazby "podswiadomie" zorietujemy, co sie dzieje -
zaczyna nas ogarniac rozczarowanie - delikatnie mowiac. :roll:
A w gruncie rzeczy zaslepienie polaczone z innymi odczuciami ...
Tu się z Tobą zgodzę Imira - byłam 3 miesiące na portalu, gdzie ludzie mają rzekomo nawiązywać znajomości. Z taką manipulacją, jak tam - to jeszcze nigdzie się nie spotkałam... Zobaczyłam sama, jakie chwyty starzy wyjadacze stosują, żeby kogoś przywiązać do siebie - tylko dlatego, że traktują to jak grę - zabawę - nie planują bliskich więzi, ale na jej prawdopodobieństwie bazują. To był jeden z ciekawszych eksperymentów, w jakich uczestniczyłam.